Na co się skarżyć wśród prawnuków Skargi Dla których słowa, nie myśl - to rozmowa? O chórze marzą roztrzepane wargi Internowane w gadających głowach

Jacek Kaczmarski, Zwątpienie

Dużo słów. Całe potoki. Słowa o pogodzie, o jakości dróg, o wzroście cen, o problemach dużych i małych, o rozmontowywaniu systemu. Słowa pełne podejrzliwości, niechęci, zakłamania, obłudy, pogardy. Słowa, co płyną szerokim potokiem z ust do uszu, z telewizyjnych czy komputerowych monitorów, ze stron gazet, z pyszałkowatości gadających głów. Słowa pozornie tylko pozostające ze sobą w łączności, tracące sens, ocierające się o absurd czy demagogię; puste słowa bez większego znaczenia, bez śladu pozostawianego w pamięci. Słowa, co przechodzą w gadaninę, co miast poruszać nasze myślenie, cementują sklecone naprędce opinie, to znów opinie powielające piramidalne bzdury populistycznych haseł, schematy, co miast meblować umysły zmierzają ku sznurowaniu ust. Słowa… Wypowiadane czasem bez zastanowienia, czasem tam, gdzie lepiej byłoby zamilknąć, wziąć oddech, spokojnie policzyć do dziesięciu i… zacząć od nowa tam, gdzie – jak pisał Ferdynand Ebner – „mowa jest czymś więcej niż tylko sumą wypowiadanych przez nas słów”. Mowa… tworzy z nas „dom”.

„Oto do moich uszu dochodzi twoje pytanie – pisał w Filozofii dialogu Józef Tischner. – Jest chwila ciszy, wspólnej teraźniejszości. Oczekujesz na odpowiedź. Trzeba dać odpowiedź. To trzeba jest istotne. Dzięki niemu i w nim jesteś przy mnie obecny”. Następuje moment, który określamy jako otwarcie dialogiczne. Ono zawsze jest otwarciem na innego człowieka, gdzie nie ma mowy o uprzedmiotowieniu drugiego, ale o element bycia „dla”, który ujawnia się w momencie udzielania odpowiedzi. To jest... obecność myślenia. To wydarzenie, w którym akceptujemy siebie nawzajem w tym, kim jesteśmy. To także moment naszej wolności – tej, co dokonuję się poprzez wybór; co nie zatrzaskuje za sobą drzwi, ale zawsze istnieje w otwarciu na bycie drugiego, na możliwą – choć przecież nie zawsze pojawiającą się w oczekiwanej formie, nie zawsze zgodną z naszymi założeniami – odpowiedź.

By jednak stać nas było na takie otwarcie, a zatem i na dialog/rozmowę, najpierw niejako budzimy się w „świecie” własnej wolności. Tu wybór – powiada Tischner w Sporze o istnienie człowieka– „polega na «przyswajaniu». Wybieramy aby przyswoić (…) Przyswojeniu podlega tylko to, co dobre”. To zaś jest swego rodzaju „oswojeniem”; jest otwarciem na „nowy początek”, który prostą drogą ma prowadzić do „wyzwolenia od uczestnictwa w kłamstwie”. Kłamstw zaś – w mowie, w geście, w codzienności, w gadaninie, w sferze publicznej – mamy do „zwalczenia” całą masę. Budują się one latami, tkają sieć zakontraktowanych powiązań, żywią się naszymi lękami, koniecznościami, co udają odpowiedzialność, odpowiedzialnością, co zmienia się w sztywny i sztuczny obowiązek; kłamstw co zastępują prawdę o nas – o naszych potrzebach, emocjach, marzeniach, planach, możliwościach, czuciach. Co stają się światłem zbyt jasnym, karzącym wyłupić oczy najlepszemu nawet marzeniu. I tak meblujemy się w kłamstwie, w ustalonej rytualności, w codzienności opisanej jako rozkład (sic!) zdarzeń. Uciekamy już nie tylko od ludzi, ale nawet od samych siebie. W Myśleniu według wartości Tischner opisywał kryjówkę jako „miejsce wolności zalęknionej, wolności zatroskanej potrzeba chronienia siebie”. A może to nawet nie o „siebie” chodzi, ale o ów obraz „siebie” jaki wdrukowaliśmy sobie w głowy, który być może nas uwiera, ale w pewnej sferze jawi się jako bezpieczne związanie rąk „chroniące” (sic!) – na pozór innych, a tak naprawdę nas – przed decyzją wolności. Tymczasem „wolność coś «rozwiązuje» i do czegoś «przywiązuje»” tak, aby człowiek wychodził z więzienia własnych (ale też projektowanych przezeń na innych) lęków i szedł dalej. W szczęście „niemożliwego”.

Tymczasem sami szyjemy sobie zniewolenia. W domu, w rodzinie, w sferze publicznej, w polityce, w państwie, w wymiarze indywidualnym, w dialogu… Wracamy do „kryjówek”, do miejsca, gdzie „człowiek żyje na poziomie nijakości, poza dobrem i złem. (…) [Gdzie] cała godność człowieka sprowadza się do wartości cierpień którym podlega” (tu znów: Myślenie według wartości). Niezmiennie – w życiu prywatnym, w sferze publicznej – postrzegamy wolność jako ów „nieszczęsny dar”. Inaczej już nieszczęsny, przetworzony i przefiltrowany przez kontrakty, wygodnictwo, zachowawczość, pustosłowie. Przez samotność, jaką fundujemy sobie w tłumie. Przez nieumiejętność wchodzenia w rozmowę inną niż błahostkowa. Przez ucieczkę od siebie, od drugiego, gdy taka rozmowa na poważnie zaczyna mieć miejsce.

Tymczasem „mowa – powiada Tischner w eseju Wydarzenie mowy – to dom bycia. W domostwie mowy mieszka człowiek, stróżami tego domostwa są myśliciele i poeci”. A wraz z nimi wszyscy ci, co pokazują nam jak cenić słowo, co uczą nas szacunku dla rozmówców. Co w otwartości na dialog widzą szansę budowania – najpierw tej pierwszej relacji pomiędzy Tobą a Mną, a później wychodzenia z tą umiejętnością dobrze rozumianej mowy ku innym. Przecież „po pytaniu i po odpowiedzi – w ogóle po rozmowie – nie jesteśmy już tacy sami, jacy byliśmy przedtem. Coś sobie zawdzięczamy. O coś siebie możemy obwinić. Czym jest wzajemność? Wzajemność oznacza, że jesteśmy, jacy jesteśmy, poprzez siebie. To poprzez znaczy: możemy siebie obwinić lub możemy być sobie wdzięczni” – czytamy dalej w Filozofii dramatu. Owa wzajemność oznacza zatem, że stajemy się sobą, że budujemy siebie, że po każdym spotkaniu z drugim człowiekiem – tym bliskim czy tym zupełnie obcym – zachodzi w nas jakaś zmiana. Nie musi być ona dostrzegalna, ale przecież… jest. Bywa czystym zagadnieniem, prostym rozwiązaniem, zasianą wątpliwością, utwierdzeniem w pewności, klinem wbitym w naszą codzienność, a kiedy indziej kroplą uparcie drążącą skałę, która żłobi nową ścieżkę, wydobywa prawdę, a wnikając w najtwardszą nawet skałę tworzy nas na nowo. Po każdej rozmowie stajemy wobec sensów i bez-sensów; wobec pytań, na które musimy (a przynajmniej powinniśmy) znaleźć odpowiedzi; wobec wyzwań, potrzeb, pragnień, emocji, prawd, wartości, przekraczania tego, co znane, a czasem wobec własnego strachu, który wygania nas do kryjówki milczenia. Jednak cisza nie zawiesza wzajemności, zaś milczenie nie unieważnia faktów. „Jesteśmy, jacy jesteśmy, poprzez siebie”. I właśnie tu, w rozmowie buduje się przestrzeń naszej wolności.

---

Magdalena M. Baran – doktor filozofii, historyk idei, publicystka; adiunkt w IFiS UP w Krakowie. Zajmuje się problematyką wojny, filozofią polityki, etyką rządu, zarządzaniem konfliktem. Autorka książek „Znaczenia wojny. Pytając o wojnę sprawiedliwą” (Biblioteka Liberté! 2018) oraz „Oblicza wojny (Arbitror 2019). Właśnie ukazała się jej nowa książka „Był sobie kraj. Rozmowy o Polsce” (Biblioteka Liberté!), w której z polskimi intelektualistami rozmawia o przemianach i wyzwaniach ostatnich 30 lat. Redaktor prowadzący miesięcznik „Liberté!”

Opinie

Kto da im skrzydła?

Etyka dobromyślności

Państwo bez głowy

Władza silniejsza niż nienawiść

To nie koniec bitwy o Śląsk

Czarne dwa lata polskiej edukacji

Ojczyzna

Tylko klęska Putina zapewni pokój

„Polacy, pamiętajcie o Białorusi”*

O mądrości

Jak trwoga to do samorządów

Kto zatruł Odrę?

Polityka, Kościół, wybory

Historia według Roszkowskiego

Tischner: człowiek o szerokich rękawach

Kłamstwo polityczne

Jak działa społeczeństwo obywatelskie?

Abecadło wojennych zbrodni

Bezpieczeństwo, wolność, jedność

Koniec epoki złudzeń

To Ziobro rozdaje dziś karty

(S)prawa Polek

Polskie firmy pod ścianą, a rząd udaje, że problemu nie ma

Nie ma Polski solidarnej, bez Polski przedsiębiorczej

Państwo bez mocy

Układ Warszawski bis

Prawdziwa skala drożyzny dopiero przed nami!

Czuły patriotyzm

Gdy zwycięzca nie bierze wszystkiego

Zapełnić pustkę w życiu i portfelu

Suwerenność i duma