Co wizyta trzech premierów w Kijowie oznacza dla Polski i Unii Europejskiej, NATO oraz - najważniejsze - dla Ukrainy?

Zacznijmy od stwierdzenia fundamentalnego, które sprawia, że dziś Polska jest kluczowym państwem: geografia, głupcze! Geografii się nie oszuka. To nasze miejsce na mapie, które nie jest ani naszą zasługą, ani winą sprawia, że jesteśmy, co pokazuje historia, kluczowym krajem w dziejowych zawirowaniach. Dlatego każda analiza geopolityczna powinna zaczynać się od zdania sobie sprawy z tego faktu, który determinuje nasze geograficzne położenie. A co zatem: politykę. Dziś, po ataku Rosji na Ukrainę, nasze położenie geograficzne staje się znów kluczowe - nie tylko ze względu na uciekających przed wojną Ukraińców, ale także ze względów politycznych (granica Unii Europejskiej), jak również militarnych (NATO)., Mając więc to na względzie musimy odpowiedzieć sobie szczerze na trzy pytania, jakie wiążą się z wizytą premierów Polski, Czech i Słowenii w Kijowie: raz, jakie ta wizyta przynosi owoce dla Polski i Unii Europejskiej? Dwa: jakie dla NATO? I trzy: kluczowe, jakie dla Ukrainy?

Po pierwsze, jakie wizyta w Kijowie premierów Morawieckiego, Fiali i Janšy ma konsekwencje dla Polski i UE: uważam, że gesty solidarności z Ukrainą są ważne. I dobrze, że taka wizyta - polityków Europy Środkowej - miała miejsce. Źle, że już od początku mieliśmy, szczególnie ze strony polskiego rządu, do czynienia z dezinformacją. Wizyta, wbrew temu, co pisali rządowi politycy nie była uzgodniona z Radą Europejską, ale zaledwie europejscy partnerzy zostali o tym wyjeździe „poinformowani”. To znaczy, że kraje Zachodu mogę się od niej dystansować. Ba, taka polityka faktów dokonanych, bez uzgodnienia i jasnej legitymizacji, nie buduje zaufania między partnerami mającymi działać dziś razem. Mało tego: premier Morawiecki w między czasie pisał tweety nie jako polityk reprezentujący UE, ale jakby z zewnątrz, pouczając i stosując moralny szantaż: „Europa musi zrozumieć, że jeśli straci Ukrainę, już nigdy nie będzie taka sama. To już nie będzie Europa”. Nie mam przekonania, że taka postawa buduje naszą silną pozycję w Unii. A nie mając poparcia całej Wspólnoty, przestajemy być naturalnym, silnym i mającym legitymizację UE adwokatem Ukrainy wobec Zachodu. Przyjęcie takiej strategii przez rząd PiS dyktowane jest tym, że duża część wyjazdu i przesłanie z niego płynące kierowane jest do odbiorcy w Polsce. To jest dokładnie ta strategia, którą znamy z maili ministra Dworczyka czyli poszukiwanie przez PiS „politycznego złota”. I jest oczywiste, że rząd będzie to wykorzystywał w trakcie kampanii.

Po drugie, jakie kijowska wizyta ma konsekwencje dla strategii NATO wobec rosyjskiej agresji? Tu sprawa jest szczególnie delikatna, gdyż jesteśmy w sytuacji, gdy jeden nierozważny krok może wywołać konflikt nad którym nikt nie zapanuje. Dlatego nie tylko w Polsce, ale przede wszystkim wśród NATO-wskich decydentów ze zdziwieniem przyjęto słowa prezesa Kaczyńskiego: „Sądzę, że potrzebna jest misja pokojowa NATO lub szerszego układu międzynarodowego, która będzie w stanie się obronić i która będzie działać na terenie Ukrainy”. Gdyby spełnić postulat Kaczyńskiego mielibyśmy de facto wypowiedzenie przez NATO wojny Rosji. I zapewne początek III Wojny Światowej. Co więcej: NATO działa na podstawie mandatu ONZ. Decyzję o zaangażowaniu sił Sojusz podejmuje Rada Bezpieczeństwa, gdzie jest i Rosja. A ta się przecież nie zgodzi na taki ruch. I znów: padła propozycja, która nie była skonsultowana - tym razem z naszymi sojusznikami z NATO. Takie zachowanie nie buduje zaufania do naszego państwa.

I po trzecie wreszcie: jakie owoce wizyta przyniesie Ukrainie? Pisałem i powtórzę: jest to gest solidarności. Ważny i potrzebny. Ale, jeśli idzie o konkrety, premierzy Polski, Czech i Słowenii nie zaoferowali nic. Bo nie mogli, gdyż nie mieli mandatu - choćby do przestawienia pakietu pomocowego Unii - legitymizacji. Chciałbym być złym prorokiem, ale - jeśli się okaże - że ta wizyta skończy się na symbolach, bez żadnych konkretów politycznych, to prezydent Wołodymyr Zełeński może uznać, że Polska nie ma nic do zaoferowania, nie reprezentuje właśnie całej Unii, a jedynie jest samozwańczym adwokatem. Wtedy Ukraina może zacząć szukać innych adwokatów swojej sprawy - choćby dla szybszej ścieżki przystąpienia do Unii Europejskiej. Tak czy inaczej, jeśli chcemy „pozostać w grze” jako adwokat sprawy Kijowa, potrzebujemy skutecznych zabiegów dyplomatycznych, by do naszego punktu widzenia w sprawie Ukrainy przekonać całą Unię.

Podsumowując: Polska - niezależnie, kto rządzi - powinna być rzecznikiem zachodnich dążeń Ukrainy. Ale te dążenia będą poważnie traktowane i będą miały ciężar zobowiązań politycznych i militarnych, jeśli będą robione w porozumieniu i z UE, i z NATO. Każdy rodzaj zewnętrznego stawiania się wobec naszych sojuszników nie wzmacnia naszego bezpieczeństwa narodowego. Nie buduje też zaufania między naszymi sojusznikami z Unii i NATO. Bo ostatecznie przecież jesteśmy tym silniejszym rzecznikiem Kijowa, im mocniejszą pozycję mamy w ramach sojuszy. Taka jest dziś polska racja stanu.

---

Jarosław Makowski

Opinie

Kto da im skrzydła?

Etyka dobromyślności

Państwo bez głowy

Władza silniejsza niż nienawiść

To nie koniec bitwy o Śląsk

Czarne dwa lata polskiej edukacji

Ojczyzna

Tylko klęska Putina zapewni pokój

„Polacy, pamiętajcie o Białorusi”*

O mądrości

Jak trwoga to do samorządów

Kto zatruł Odrę?

Polityka, Kościół, wybory

Historia według Roszkowskiego

Tischner: człowiek o szerokich rękawach

Kłamstwo polityczne

Jak działa społeczeństwo obywatelskie?

Abecadło wojennych zbrodni

Bezpieczeństwo, wolność, jedność

Koniec epoki złudzeń

To Ziobro rozdaje dziś karty

(S)prawa Polek

Polskie firmy pod ścianą, a rząd udaje, że problemu nie ma

Nie ma Polski solidarnej, bez Polski przedsiębiorczej

Państwo bez mocy

Układ Warszawski bis

Prawdziwa skala drożyzny dopiero przed nami!

Czuły patriotyzm

Gdy zwycięzca nie bierze wszystkiego

Zapełnić pustkę w życiu i portfelu

Suwerenność i duma