Gdy Putinowi nie udało się ponownie osadzić Trumpa w gabinecie owalnym, Joe Biden wydał się Moskwie najlepszym wyborem ze złych. Ot, starszy pan o aparycji poczciwego wujka rozdającego dzieciom cukierki. Diagnozę potwierdziła źle zorganizowana ewakuacja z Kabulu. Armia, nie potrafiąca zarządzać tak prostym zadaniem taktycznym nie może zagrozić rosyjskiej, która walczyć będzie przecież na „swoim” terenie. NATO? Nie wygrało żadnej wojny, tkwi w marazmie i opowiada o swej mózgowej śmierci.

Reszta? Ukropy, Pindosy oraz Gejropiejce czyli tchórzliwi Ukraińcy, leniwi Amerykanie oraz zniewieściali Europejczycy gnijący w moralnej zapaści. Budują gazociągi na własną zgubę, dają się nabierać na „cywilizowaną” grę rosyjskich dyplomatów, rozpuszczają wojska, łaszą się podczas wizyt na Kremlu, sprzedają technologie byle zarobić i obłaskawić imperatora. A ten bez wysiłku przegania ich z Bliskiego Wschodu, Maghrebu i Sahelu.

Jak to mawiał Gorbaczow? Jeśli nie my, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy? Putin uznał, że lepszej okazji nie będzie. Panujący na szóstej części globu, zespoleni mentalnymi klamrami, wyznający zdrowe zasady; heteroseksualna rodzina, wierność tronowi, religia i patriotyzm. Skoro siła moralna jest w nas, któż nam się oprze?

Wróg jednoczący

Nie zwalajmy całego zła na Putina. Przyszło nam walczyć nie z nim, lecz z Rosją. Niestety. Bo Rosja to stan umysłu, powielany wiekami od klęski książąt ruskich w bitwie nad Kałką, 31 maja 1223 roku. Mongołowie przysięgali niedobitkom Rurykowiczów stojących w warownym obozie, że ocalą życie. A potem leżących kazali nakryć deskami i urządzili na nich zwycięską ucztę. Ruś padła na kolana. Mongolska okupacja złamała charakter przyszłych pokoleń.

Czy nie inaczej było z dowódcami AK? Po wspólnym zdobyciu Wilna w lipcu 1944 roku zaproszono ich na fetę, z której wyszli w kajdanach NKWD. A „negocjacje” z przywódcami Państwa Podziemnego, zakończone procesem szesnastu? To spuścizna ordy, której jarzmo pozostawiło na Rosjanach niezatarte piętno.

Nie ma rywali. Są tylko wrogowie. Trzeba ich traktować z pogardą Ławrowa. Jeśli nie da się zniewolić, należy ich zniszczyć, a zdrajców (w europejskiej percepcji: antagonistów) „wypluć, jak muchy”. Dlatego nie jest istotne czy na czele ordy stoi Czyngis-chan, Tamerlan, Iwan, Katarzyna, Stalin, czy Putin. Sukcesor niczego nie zmieni.

Rosja od panowania Iwana Groźnego skazana jest na ekspansję. Jej konsekwencją jest dramatycznie niska jakość rządzenia krajem. Za przyczyną permanentnego deficytu dobrego gospodarowania, bezustannie kumuluje się społeczna frustracja. Carowie, sekretarze, a ostatnio – prezydenci nie potrafili jej rozładować. Kierowali więc obywatelską gorycz na podboje. Uczyli poddanych cieszyć się osiągnięciami imperium. Rozszerzanie granic jest po prostu imperatywem odziedziczonym po stepowych wojownikach. Także bogacenie się i opływanie w luksusy rządzących elit jest sankcjonowane wielowiekową tradycją. To nie jest wybór. To mentalność.

Różnica między wschodem a zachodem kontynentu jest w gruncie rzeczy prosta. Wschód posługuje się pojęciem „geopolityki”. Trudno; skoro los skazał was na sąsiedztwo Rosji musicie być jej powolni. Zachód zaś, koncentruje się na terminie „wartości”. Oznacza on zobowiązanie wspierania ludzkiej wolności i godności wszędzie tam, gdzie jest łamana.

Wiatr atlantycki

Amerykański proces denazyfikacji Niemiec zakończył się sukcesem. Jego rezultatem jest najbardziej pacyfistyczne społeczeństwo w Europie. Epizody demokracji w historii Rosji nie mają znaczenia. Brakuje zatem punktu odniesienia. A zresztą, kto miałby nawracać Rosjan na demokrację, skoro to oni zwyciężali? Pokonali napoleońską Francję i hitlerowską Rzeszę. W obu krajach do dziś zauważalne są refleksy lęku splecionego z podziwem.

W czas wojen światowych demokracje wolniej od agresywnych dyktatur zbierały siły do walki. Narody, które wybrały system parlamentarny, stosują bowiem własny realizm do oceny intencji innych; także dyktatorów. Stąd biorą się opinie: „W XXI wieku ludobójstwo w Europie jest niemożliwe.” Ich autorzy budzą się dopiero, kiedy kraj płonie, a ciała pomordowanych mieszkańców leżą na progach zniszczonych domostw. Lecz, kiedy już wolne narody zespolą się w oporze, nie dają czerni szans.

Tym razem było inaczej. Atlantycki podmuch zawiał na Kremlu, zanim padł rozkaz ataku na Ukrainę. Dobroduszny wujaszek Joe z wigorem stanął na czele politycznej kawalerii Zachodu. NATO zarządziło błyskawiczną mobilizację, a wolne narody zarekwirowały rosyjskie zasoby mogące służyć wojnie. Narody? Tak. Milionowa demonstracja w Berlinie wymusiła na rządzie federalnym zmianę polityki. Nord Stream II z niedzieli na poniedziałek przestał być „projektem biznesowym”.

Psy wojny

Car nie może się cofnąć. Nawet, kiedy jego armia jest rozstrzeliwana przez zdeterminowanych obrońców. Zawsze musi wrócić z tarczą. Takie są wymogi wschodniego obszaru kulturowego. Władyce nie grozi bowiem dymisja, lecz unicestwienie. To z takiego środowiska Ukraińcy chcą za wszelką cenę wyrwać swój kraj.

Najeźdźca liczył na łatwe zwycięstwo, a kiedy ono nie nadeszło, ogarnął go amok niszczenia i zemsty. Posłuchał wezwania Szekspira pomieszczonego w dramacie „Juliusz Cezar”: Cry Havoc and let slip the dogs of war! I krzyknął: mordować i spuścił psy wojny. Zarządził terror. Sieje śmierć i pożogę. Dał rozkaz równania z ziemią ukraińskich miast.

Osiedla mieszkaniowe, szpitale, szkoły, teatry, pełne wygnańców dworce kolejowe, budynki administracji publicznej, centra handlowe są rozstrzeliwane bombami i rakietami, wypełnionymi często ładunkami kasetowymi. Mieszkańcy stali się zakładnikami. Agresor blokuje ich ewakuację. Szuka pretekstu do użycia broni chemicznej i biologicznej. Szantażuje atakiem nuklearnym.

Wszystkie te zbrodnie mają „samodzierżawne uzasadnienie”. Gdyby bowiem „bracia Ukraińcy” zbudowali w „ruskim świecie” dostatnią enklawę wolności, stałaby się ona śmiertelnym zagrożeniem dla putinum dominium absolutum. Dlatego, w pierwszym planie jest to złowrogi atak na demokrację, której władze Federacji Rosyjskiej boją się najbardziej. Muszą złamać morale obrońców. Niepokornych zabić, a resztę wziąć w jasyr.

My za to musimy zrobić wszystko, by przerwać hekatombę Ukraińców; nie tylko z pobudek humanitarnych, choć to one dziś wydają się najistotniejsze. To gra o zachowanie demokracji, wolności, suwerenności i integralności. Nie tylko w Ukrainie. Bo jeśli ona padnie, najeźdźca urośnie w siłę. Zyskawszy niezwyciężoną aurę ruszy dalej, bo – przypomnę – taka jest jego tożsamość, taka jest logika systemu wschodniej satrapii, taki wreszcie jest imperatyw kulturowy epigonów ordy.

Nie jesteśmy dziś tylko świadkami wojny ukraińsko-rosyjskiej, lecz śmiertelnego zmagania demokracji z dyktaturą. To walka dobra ze złem. Wyobraźmy sobie równocześnie, iż powstrzymanie Rosjan dziś jest dla nich szansą.

Po ich ewentualnym zwycięstwie czekają przecież kolejne, wyznaczone cele. To Bałkany (w Bośni i Hercegowinie tli się już ogień nowej wojny), to państwa bałtyckie, których suwerenność jest „obrazą” dla mocarstwa, to wreszcie Polska, która winna wrócić do roli satelity. Dlatego, jeśli nie zastopujemy ich dziś, pojutrze będziemy musieli ich zniszczyć. Zniszczyć, a nie tylko pokonać.

Nie wolno nam jednak stosować wobec Rosjan zbiorowej odpowiedzialności. Czechow, Jesienin czy Wysocki niczym nie zasłużyli na palenie ich książek i usuwanie inscenizacji z afisza. Nawalny daje świadectwo w łagrze, jak ongiś Sołżenicyn i Sacharow. To Rosjanie ze zdelegalizowanego Memoriału pomogli nam dotrzeć do dokumentów o mordzie katyńskim. Trzeba zatem pamiętać, kto jak zachował się w czasie, gdy państwo rosyjskie dokonywało zbrodni na narodzie ukraińskim. Kto tę zbrodnię wspierał, kto się przeciw niej buntował, a kto pozostał obojętny.

Odkurzone schematy

Obrazy ukraińskiej apokalipsy przywołują w pamięci Warszawę i Coventry, Rotterdam i Hamburg, Hiroszimę, Aleppo i Grozny. Na obrońcach wydają się nie robić wrażenia. Ich siła, sprawność i poświęcenie były niedoszacowane. Lecz nie łudźmy ich zaangażowaniem militarnym, a samych siebie nie zwódźmy negocjacjami. Nie będzie żadnej „uzbrojonej misji pokojowej”, a pertraktacje z szulerem są stratą czasu.

Zaangażowanie NATO, UE czy ONZ jest rozpięte między dwoma wektorami. Pierwszym jest wsparcie pod każdą postacią; od dostaw nowoczesnej broni i informacji wywiadowczych, po pomoc humanitarną i opiekę nad uchodźcami. Drugim zaś – mobilizacja aliantów na wschodniej granicy NATO oraz rozszerzanie sankcji aż do całkowitego embarga na handel. Nic, co zależne od nas, nie może służyć eskalowaniu wojny.

Historia nie skończyła się. Musimy zatem odkurzyć schematy z czasów Zimnej Wojny. Z tą korektą, że dziesiątki tysięcy amerykańskich żołnierzy powinny stać w Polsce i Rumunii, a nie w Niemczech. Ich obecność winna być permanentna, a nie „ciągła, lecz rotacyjna”. Potrzebujemy ponownego uruchomienia corocznych manewrów ReForGer (Return of Forces to Germany). To podczas tych ćwiczeń uruchamiano most powietrzny między USA i Europą. Amerykanie prosto z niemieckich lotnisk jechali do APS (Army Prepositioned Stock), gdzie czekało na nich uzbrojenie. Po raz ostatni w 1988 roku.

Najwyższa z cen

Prezydent Biden przyjechał do Europy ze znaną już triadą: jedność, broń, sankcje. Posłuchajmy go.

Każdy demokratyczny kraj powinien Kijowowi dostarczać broń. Bez systematycznego przekazywania ukraińskiej armii zaawansowanych systemów walki elektronicznej, obrony przeciwpancernej oraz przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, bastion broniący Europy upadnie. Dlatego musimy już dziś, teraz, nadać Ukrainie status państwa kandydującego do UE. To kluczowa kwestia dla europejskiego bezpieczeństwa.

Już dziś zacznijmy także prace nad planem odbudowy Ukrainy ze zgliszcz wojennych. Musi to być projekt na miarę Planu Marshalla. Nazbyt wcześnie? Nie. Polskie Państwo Podziemne już w 1943 roku pracowało nad koncepcją odbudowy zniszczonego kraju.

Ukraina płaci najwyższą z możliwych cen za swe aspiracje do grona demokratycznych krajów, cieszących się wolnością i prawami człowieka. Dlatego nie wolno nam odwracać wzroku. Stanęliśmy wobec ludobójstwa, jakiego Europa nie widziała od czasów Srebrenicy. Ukraińcy oddają życie w obronie naszej wolności i demokracji. Ich ofiara zdeterminuje przyszłość demokratycznej cywilizacji. Ich walka wymaga od nas natychmiastowej i skutecznej pomocy. Historyczne wyzwania wymagają historycznych decyzji.

---

Bogdan Klich - przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych i Unii Europejskiej Senatu RP

Opinie

Kto da im skrzydła?

Etyka dobromyślności

Państwo bez głowy

Władza silniejsza niż nienawiść

To nie koniec bitwy o Śląsk

Czarne dwa lata polskiej edukacji

Ojczyzna

Tylko klęska Putina zapewni pokój

„Polacy, pamiętajcie o Białorusi”*

O mądrości

Jak trwoga to do samorządów

Kto zatruł Odrę?

Polityka, Kościół, wybory

Historia według Roszkowskiego

Tischner: człowiek o szerokich rękawach

Kłamstwo polityczne

Jak działa społeczeństwo obywatelskie?

Abecadło wojennych zbrodni

Bezpieczeństwo, wolność, jedność

Koniec epoki złudzeń

To Ziobro rozdaje dziś karty

(S)prawa Polek

Polskie firmy pod ścianą, a rząd udaje, że problemu nie ma

Nie ma Polski solidarnej, bez Polski przedsiębiorczej

Państwo bez mocy

Układ Warszawski bis

Prawdziwa skala drożyzny dopiero przed nami!

Czuły patriotyzm

Gdy zwycięzca nie bierze wszystkiego

Zapełnić pustkę w życiu i portfelu

Suwerenność i duma