Nigdy w środku lata nie prowadziłem tylu rozmów o zimie. I we wszystkich tych rozmowach – niezależnie czy to z przedsiębiorcą, seniorką samotnie mieszkającą w kamienicy czy właścicielem domu pod lasem – zawsze powracała obawa o bezpieczeństwo energetyczne w czasie nadchodzącej pory zimowej. Jesteśmy bowiem w sytuacji, gdy nie można kupić węgla po – jak mówi minister Anna Moskwa – „akceptowalnej cenie”. Ta cena miała wynosić 996,60 zł. Jeśli węgiel się pojawia, to za tonę trzeba zapłacić ponad 3 tys. zł. Nie inaczej jest z cenami gazu, który to surowiec zdrożał rok do roku o ponad kilkadziesiąt procent. Mało tego: grozi nam, że jeśli nie uda się zakontraktować gazu z Norwegii, który miał płynąć przez Baltic Pipe, to i tego surowca może zabraknąć. Nie dziwi więc, że ludzie – jak Polska długa i szeroka – boją się o swoje bezpieczeństwo energetyczne. Jakie jest podłoże tych lęków?
Jest oczywiste, że jedną z przyczyn jest wojna Rosji z Ukrainą. Kreml zawsze postrzegał siebie jako tanią stację paliw dla Europy. I Polska również, jak cała UE, z tego korzystała. Przypomnijmy, że rząd PiS importował rosyjski węgiel w ilościach, które przekraczały zdrowy rozsądek. Tylko w roku 2018 do Polski wjechało z Rosji ponad 13 mln ton węgla. Jednocześnie w tym samym czasie rząd PiS robił dwie rzeczy równocześnie. Po pierwsze, zamykał polskie kopalnie. Takie działanie można by nawet uznać za wpisanie się w zieloną agendę Unii Europejskiej i brać za dobrą monetę, gdyby nie fakt, że w tym samym czasie rządy Zjednoczonej Prawicy zahamowały rozwój OZE. Rząd premier Beaty Szydło literalnie zamordował energetykę wiatrową na lądzie, a krajowego węgla zaczęło brakować nawet dla nowych, zbudowanych z inicjatywy rządu PO/PSL bloków w Opolu i Jaworznie. Tak zwana ustawa odległościowa, określana skrótem 10H, wprowadzona przez PiS w roku 2016, kompletnie zahamowała rozwój energetyki wiatrowej na lądzie. Rząd opowiadał historie o tym, że wystarczą nam farmy morskie, ale te inwestycje wymagają jeszcze czasu. Tyle że my czasu nie mamy. Potrzebujemy tu i teraz szybkich działań polegających na uchyleniu fatalnych przepisów i uchwaleniu nowych, pozwalających na budowę nowych farm w ciągu maksimum dwóch lat. Projekt rządowy liberalizujący 10H, który zaginął w Sejmie po uchwaleniu przez Radę Ministrów (kuriozum), na to nie pozwala. A przecież wiatr idealnie uzupełnia fotowoltaikę. Jedno działa najlepiej wiosną i latem, drugie jesienią i zimą. Gdyby nie uchwalono tego nieszczęsnego 10H, zaoszczędzilibyśmy prawdopodobnie tej zimy dokładnie 12 mln ton węgla – tyle, ile zaimportujemy (jak się uda).
Instytut Obywatelski wspólnie z senatorami przedstawił projekt ustawy, który uwolniłby energetykę wiatrową z ograniczeń, a Senat go przyjął. Polacy i polskie przedsiębiorstwa zasługują na niezawodną, przystępną cenowo i czystą energię. Większość z nas chce również szybszych, głębszych i bardziej integracyjnych działań na rzecz zmiany klimatu. Wymaga to natychmiastowej transformacji naszego systemu energetycznego. W sytuacji wojny za granicą, kryzysu energetycznego i grożącej stagflacji musimy zrobić wszystko, by szybko, jak najszybciej przyciągnąć inwestycje, zwiększyć konkurencyjność przemysłu i pobudzić gospodarkę.
A warto też wiedzieć, że wiatr to najtańsza forma nowej generacji energii w Europie. Wbrew obiegowym opiniom jest także coraz bardziej stabilnym rodzajem zasilania. Nowe lądowe farmy wiatrowe działają teraz ze współczynnikiem wykorzystania mocy do 40 proc., a nowe morskie farmy wiatrowe – nawet 60 proc. Postęp technologiczny ułatwia zarządzanie systemami energetycznymi o dużym udziale energii wiatrowej. Turbiny wiatrowe są coraz bardziej elastyczne: mogą działać przy niższych prędkościach wiatru i być bardziej dostosowane do zapotrzebowania na energię. Pomagają kontrolować częstotliwość i napięcie w sieci. Cyfryzacja optymalizuje produkcję energii wiatrowej oraz usprawnia projektowanie turbin i farm wiatrowych. Ułatwia konserwację sprzętu i wydłuża jego żywotność.
Wiatr jest lokalnym źródłem energii. Zmniejsza import nośników energii do Europy/Polski i ekspozycję na zmienne ceny paliw kopalnych. Energia wiatru emituje zero węgla, SOx, NOx lub PM. Projekty energetyki wiatrowej wytwarzają ok. 95 proc. mniej CO2 niż elektryczność z gazu i ok. 98 proc. mniej CO2 niż elektryczność z węgla. Prawie nie zużywają wody. Ślad CO2 jest znikomy: turbina spłaca emisje w całym cyklu życia w ciągu 6–9 miesięcy pracy. A 85–90 proc. turbiny nadaje się do recyklingu.
Ale jest i trzeci wątek, który jest skrupulatnie przemilczany przez rząd PiS, a który przyczynił się do nadciągającej tej zimy katastrofy energetycznej. Otóż rząd Zjednoczonej Prawicy w latach 2015–2021 ze sprzedaży praw do emisji CO2 uzyskał ponad 60 mld zł, zaś w roku 2022 – kolejne 10 mld zł. Do dziś nie wiemy, gdzie te pieniądze zostały przejedzone. A w zasadzie jedno wiemy na pewno – że nie zostały przeznaczone na tak potrzebną Polsce transformację energetyczną. Transformację, która wiąże się z naszym narodowym bezpieczeństwem.
Tymczasem gdybyśmy mądrze wydali środki uzyskane z praw do emisji, to dziś bylibyśmy na najlepszej drodze do zakończenia transformacji energetycznej z sukcesem i zagwarantowania sobie energetycznego bezpieczeństwa. Jak wyliczyli eksperci Instytutu Obywatelskiego, za 60 mld zł uzyskane ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 moglibyśmy zbudować 3000 turbin wiatrowych o mocy 3 MW każda. Albo zainwestować te pieniądze w instalacje fotowoltaiczne, co przełożyłoby się na dostarczenie mocy 15 GW. Albo wreszcie pieniądze te pozwoliłyby na budowę dwóch dużych bloków jądrowych. No i zmodernizowanie sieci energetycznych, które dziś nie są przygotowane na odbieranie energii z OZE i od prosumentów. Brakuje także rozwiązań technicznych. Skoro wiatr i fotowoltaika działają niejako zamiennie, dlaczego nie pozwolić na podłączanie jednego i drugiego przy użyciu tych samych przyłączy i mocy? Bez wielkich inwestycji zyskalibyśmy możliwość powiększania mocy OZE o kilkadziesiąt procent.
Koszty energii i gazu dla gospodarstw domowych wzrastają kilkukrotnie. Ubóstwo energetyczne staje się realnym problemem w horyzoncie nie czterech, pięciu lat, ale kilku miesięcy. Rząd chowa głowę w piasek i udaje, że problemu nie ma. Ba, zachowuje się tak, jakby nadchodząca zima miała być ostatnią w historii świata. Tym czasem to początek okresu, który będzie się wiązał z walką o zasoby i surowce, by zapewnić państwu i gospodarstwom domowym bezpieczeństwo energetyczne. Problemy, jakie napotykamy dziś, nie znikną same za kilka miesięcy. Dlatego wszystko, co służy racjonalności zużycia energii, zwiększenia podaży energii i materiałów ograniczających jej zużycie (pompy ciepła, materiały izolacyjne, ciepłe okna i dachy, fotowoltaika, małe turbiny wiatrowe), powinno być wspierane. Polscy producenci dziś ograniczający działalność z powodu wzrostu kosztów gazu i prądu muszą być wspierani na równi z produkcją zbrojeniową. To jest przecież nasza wojna z Putinem.
W ostatnich 30 latach, mimo różnic politycznych, mieliśmy cele polityczne i strategiczne, które nas łączyły. Tak było w przypadku przystąpienia Polski do NATO czy UE. Dziś potrzebujemy analogicznej jedności politycznej, gdy mówimy o bezpieczeństwie energetycznym państwa. Bezpieczeństwo energetyczne kraju oznacza nie tylko jego suwerenność, ale również zapewnienie ludziom podstawowego dobra życiowego. Dlatego jako Instytut Obywatelski zaproponowaliśmy zestaw rekomendacji pozytywnych i negatywnych, by osiągnąć cel, jakim jest bezpieczeństwo energetyczne Polski .
Proponowane działania pozytywne to:
1. Zniesienie barier rozwoju OZE – administracyjnych, regulacyjnych i fizycznych (sieć).
2. Pobudzenie konkurencji w sektorze energii i paliw.
3. Wsparcie obywateli zagrożonych ubóstwem energetycznym bez względu na technologię ogrzewania.
4. Rozwinięcie produkcji pomp ciepła, magazynów energii oraz materiałów do termomodernizacji.
5. Wsparcie gospodarstw domowych inwestujących w głęboką termomodernizację, powrót do korzystnych warunków dla fotowoltaiki.
6. Przygotowanie planów awaryjnych na wypadek deficytu energii i jej nośników.
Działania, których powinniśmy unikać jak diabeł święconej wody:
1. Marnowanie przychodów z aukcji ETS – środki powinny iść w 100 proc. na transformację energetyczną.
2. Dalsze opóźnianie programu rozwoju energetyki jądrowej – dużej i małej.
3. Marnotrawstwo energii i paliw oraz zatruwanie Polaków paliwami niskiej jakości. Efektywność energetyczna powinna być priorytetem.
4. Nieuzasadnione zyski koncernów energetycznych.
5. Nierealne plany budowy wielkich bloków gazowych.
6. Dalsza monopolizacja sektora i tworzenie wielkich, kontrolowanych przez polityków koncernów (fuzja Orlenu i Lotosu, tworzenie NABE).
Nie ulega wątpliwości, że bezpieczeństwo energetyczne to dziś kwestia racji stanu suwerennego państwa z jednej strony, ale z drugiej argument związany z bezpieczeństwem życiowym polskich rodzin. Dlatego trzeba jasno powiedzieć, że bezpieczeństwo energetyczne nie może być tylko towarem, ale musi być prawem, którego od swojego rządu mogą oczekiwać Polacy. Sęk w tym, że rząd PiS zachowuje się tak, jakby nadchodzący sezon zimowy miał być ostatnim w historii świata. A brak szybkiego działania teraz i myślenia w dłuższej perspektywie oznacza, że w nadchodzących latach czeka nas katastrofa.