Prezydent Joe Biden alarmuje, że inwazja jest nieuchronna. Ostrzega, że Putin będzie gotowy do ataku, gdy tylko ostatni z okrętów desantowych pokona Bosfor i Dardanele.
A więc wojna? Już to pytanie, w osobliwej logice Putina, jest jego zwycięstwem. Oto wrócił na światową arenę. Oto ponownie zaczęto się go bać.
Nie wolno! Jeśli lękamy się, on wygra. Ulegnie jedynie sile potężnej i zdeterminowanej. Zatrzyma się tam, gdzie my go zatrzymamy.
Dynamika chaosu. Putin szarżował i przeszarżował
Latem 2021 roku Putin opublikował esej o historii stosunków rosyjsko-ukraińskich. Argument, że „Rosjanie i Ukraińcy to jeden naród – jedna całość" zmiótł różnice językowe, historyczne, kulturowe i polityczne. Oznacza to zaprzeczenie prawa Ukrainy do suwerenności. Dla Putina Ukraińcy to zdezorientowani Rosjanie. Samo pojęcie narodu ukraińskiego jest dla niego trudne do zniesienia, a funkcjonowanie demokratycznego państwa jest skrajnie groźne. Słowem: istnienie samodzielnej Ukrainy jest nie do zaakceptowania.
Choć paliło się od dawna, wybuchło 17 grudnia 2021 roku, kiedy Rosja postawiła Zachodowi nieoczekiwane ultimatum. Lista żądań zawierała: powstrzymanie dalszej ekspansji NATO, usunięcie oddziałów sojuszniczych z Polski i krajów bałtyckich oraz wycofanie amerykańskiej broni nuklearnej z Europy. Najważniejszy był jednak postulat wieczystego wyrzeknięcia się sojuszu z Ukrainą, a także – Ukrainy w Sojuszu.
Poprzeczkę Putin umieścił wysoko, nazbyt wysoko. Domagał się podpisania traktatów z NATO i USA. Zachód miał je przyjąć lub ryzykować inwazję na Ukrainę. Zachód nie mógł odmówić rozmów. Kreml wziąłby to za wystarczający casus belli.
Jednak gdyby wolny świat uznał rosyjskie postulaty, utraciłby wiarygodność i autorytet. Nowe Monachium. Dlaczego zatem Putin szarżował? Wydaje się, iż uwierzył w osłabienie Zachodu; w jego systemową niezdolność do radykalnej odpowiedzi. Kryzys zaczął bowiem nabierać złowróżbnych barw po chaotycznym wycofaniu US Army z Afganistanu. Pojawiły się wtedy sceptyczne opinie o braku determinacji Waszyngtonu w projekcji siły na arenie międzynarodowej.
Wszelako traktatowa autoryzacja stref wpływów i wycofanie się ze wschodniej flanki oznaczałyby, że NATO wyrzeka się modelu bezpieczeństwa realizowanego od końca zimnej wojny, a Stany Zjednoczone rezygnują z roli strażnika pokoju w Europie. Byłaby zgodą na utratę autonomii i tożsamości Sojuszu. Wszyscy członkowie NATO uznali więc żądania za nie do przyjęcia.
Waszyngton odrzucił ultimatum, ale zostawił otwartą furtkę do rozmów
Mimo że fiasko rozmów strategicznych było do przewidzenia, Siergiej Ławrow dostał od Anthony’ego Blinkena atrakcyjne propozycje. Była wśród nich oferta powiązania dyskusji z redukcją rakiet średniego zasięgu w Europie. O traktat INF (Intermediate-range Nuclear Forces Treaty) zabiegali zresztą w połowie lat 80. towarzysze z Kremla. Putin zaczął łamać postanowienia układu w 2013 roku, bo miał akurat fantazję zaszachować kontynent Iskanderami.
Stany Zjednoczone zaproponowały też rozszerzenie mechanizmów wzajemnego informowania o skali i intensywności manewrów oraz rezygnację z lotów wojskowych w pobliżu granic sąsiadów.
Po wielu tygodniach gróźb i oskarżeń Ławrow uznał, że odpowiedź USA na rosyjskie ultimatum, choć nie spełnia żądań Rosji, daje pewną przestrzeń do negocjacji w niektórych obszarach europejskiego bezpieczeństwa; zawiera „jądro racjonalności". I choć podsumował ofertę rosyjskim idiomem „cienie na płocie", co odpowiada polskiemu owijaniu w bawełnę, jest to pierwsza konstruktywna odpowiedź, dająca perspektywę negocjacji.
Pora na plan członkostwa Ukrainy w NATO
Referendum z 1 grudnia 1991 roku, w którym ponad 90 proc. Ukraińców głosowało za niepodległością, oznaczało koniec zimnowojennego supermocarstwa. ZSRR rozpadł się w tydzień. Rosja do dziś nie potrafi otrząsnąć się z tamtej traumy ani udźwignąć własnego ciężaru bez ukraińskiej gospodarki.
Kiedy w 1994 roku Ukraińcy zrezygnowali z broni nuklearnej, otrzymali gwarancje integralności terytorialnej i suwerenności, zapisane w Memorandum Budapeszteńskim, a gwarantowane przez USA, Wielką Brytanię i Rosję. Wszelako zakończenie rywalizacji Moskwy z Waszyngtonem nigdy nie objęło rozstrzygnięcia kwestii przestrzeni postsowieckiej. Rosja nie zaakceptowała niepodległości byłych republik oraz irredenty państw satelickich z „rosyjskiej strefy wpływów".
Największy niepokój Kremla nie budzi NATO, lecz wzrastająca siła wojskowa i gospodarcza Ukrainy. Oddanie Kijowa byłoby zgodą na ekspansję Moskwy; na wzmocnienie jej potencjału. Wówczas Putin zatriumfuje. Będzie rozmawiał tylko z największymi. Będzie groźbą i szantażem dyrygował koncertem mocarstw.
Najdotkliwszą zatem sankcją dla Rosji byłoby nadanie Ukrainie Planu na Rzecz Członkostwa w NATO (MAP) podczas najbliższego szczytu Sojuszu. Oznaczałoby to korektę błędu ze szczytu w Bukareszcie, kiedy za ogólną deklaracją o przyszłym członkostwie Ukrainy w NATO nie poszły konkretne kroki. Tym bardziej że aneksja Krymu i wojna w Donbasie przekonały większość Ukraińców do Zachodu. W 2013 roku wejście do NATO popierało niecałe 20 procent. Dziś to prawie 60 procent. Poza Donbasem Kremlowi nigdzie nie udało się wywołać rebelii. Próby w Odessie szybko stłumiono. Żądanie Rosji, by na zawsze wykluczyć Ukrainę z NATO, przynosi jak widać odwrotny rezultat.
Militarne wsparcie dla Kijowa
By podwyższyć cenę, jaką Putin zapłaci za agresję, należy dostarczyć Ukrainie broń oraz przygotować sankcje rujnujące rosyjską gospodarkę. Stawka sankcji pozostaje w sferze nieustających negocjacji. Świadczy o tym chociażby ostatnie oświadczenie szefowej niemieckiej dyplomacji Annaleny Baerbock w Bundestagu, że rząd niemiecki rozważa jednak szerokie spektrum odpowiedzi „w tym Nord Stream II".
W sferze militarnej pierwsza pospieszyła z dostawą 2 000 pocisków przeciwpancernych Wielka Brytania. Wraz z nimi przyleciało 30 instruktorów, którzy dołączyli do setki żołnierzy brytyjskich bazujących już w Ukrainie. Po niej były Stany Zjednoczone i republiki bałtyckie.
Pomoc nadchodzi także ze stron, z których się jej nie spodziewano. Oto Hiszpania wysyła trzy okręty na Morze Czarne. To dziś najbardziej zagrożony wojną akwen na globie. Dlatego US Navy ogłosiła rozpoczęcie manewrów Neptune Strike 22. Już 14 grudnia 2021 roku Pentagon nakazał Grupie Uderzeniowej USS „Harry S. Truman" rzucić kotwice w Zatoce Suda na Krecie i pozostać w obszarze operacyjnym dowództwa europejskiego (EUCOM). Odwołano zatem misję lotniskowca w Zatoce Perskiej.
Holandia deklaruje dostawy broni. Dołączyły Czechy, a Departament Stanu zezwolił Litwie, Łotwie i Estonii na wysłanie broni wyprodukowanej w USA. Doszlusowała Kanada. Ankara sprzedała Kijowowi drony, dzięki którym Azerbejdżan pokonał Armenię. Turcja jest promotorem Platformy Krymskiej, inicjatywy mającej wspierać Ukrainę w odzyskaniu Krymu. Jednak nie określiła jeszcze jasno swej pozycji wobec konfliktu.
Komisja Europejska zatwierdziła nowe fundusze na finansowanie ukraińskich potrzeb związanych z konfliktem. To bezprecedensowa decyzja zarówno pod względem skali, jak i przeznaczenia. Oto UE jest gotowa wesprzeć Kijów kwotą 1,2 miliarda euro dla wzmocnienia go w konfrontacji z Moskwą.
Niemoc polska
A co słychać w Warszawie? Niewiele. Słychać za to w Madrycie, gdzie premier Mateusz Morawiecki spotkał się ponownie z europejską awangardą moskiewskiej V kolumny. Wstyd.
Sporo słychać za to z Kijowa o Polsce. Ukraiński minister obrony Ołeksij Reznikow przyznał, że polityczne poparcie ze strony Polski jest bardzo silne, choć unika konkretów. Te pojawiły się w dalszej części wywiadu, jakiego udzielił „Rzeczpospolitej". Okazuje się, że Polska nie przekazała ukraińskiej armii żadnego sprzętu i broni. Przyczyn naszej wstrzemięźliwości dopatruje w dyplomatycznym deficycie. Otóż nie zdążył jeszcze „osobiście poznać się z polskim odpowiednikiem".
Chyba w reakcji na te gorzkie słowa szef BBN Paweł Soloch zadeklarował dostarczenie Ukrainie amunicji. Czy to jest jednak wszystko, na co stać nasze państwo? I czy to wystarczy dla odparcia ewentualnej agresji ze strony profesjonalnej armii rosyjskiej? Jestem przekonany, że Polska powinna pójść śladem Wielkiej Brytanii i wspomóc ukraińską armię bardziej zaawansowanym technologicznie uzbrojeniem. Chodzi przede wszystkim o przeciwpancerne pociski kierowane „Spike", które skutecznie potrafią niszczyć czołgi przeciwnika. Chodzi także o przenośne, przeciwlotnicze zestawy rakietowe „GROM", służące do unieszkodliwiania nisko lecących samolotów i śmigłowców.
Reznikow podzielił się refleksją, że powinno dojść do spotkania z ministrami obrony w ramach polsko-ukraińsko-litewskiego Trójkąta Lubelskiego. Przypomniał także, iż mamy dobry przykład współpracy w brygadzie litewsko-polsko-ukraińskiej. Wróciły wspomnienia.
Pamiętam jak w 2008 roku, po objęciu stanowiska ministra obrony narodowej w rządzie Donalda Tuska, nawiązałem oficjalny kontakt z Kijowem i zaproponowałem utworzenie polsko-ukraińsko-litewskiej brygady. Już po roku (16 listopada 2009) podpisaliśmy list intencyjny (memorandum of understanding) w tej sprawie, a po pięciu latach LITPOLUKRBRIG była gotowa.
Teraz przyszedł czas na rozpoczęcie prac nad przekształceniem tej brygady w Korpus Południowo-Wschodni w Lublinie na wzór szczecińskiego Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego, gdyby sojusznicy zdecydowali się na przyznanie Ukrainie MAP. Tak jak Korpus szczeciński był dla naszych dowódców i żołnierzy bramą do NATO, taką samą rolę powinien odgrywać Korpus lubelski.
Dziś każde wsparcie moralne, polityczne i militarne, jakie Ukraina otrzymuje od przyjaciół i sojuszników, zmniejsza prawdopodobieństwo inwazji. Dlaczego Polska stoi w drugim szeregu? Dlaczego nie mobilizuje sojuszników w sprawie dla naszego kraju fundamentalnej? Przecież bezpieczeństwo Polski rozstrzyga się dziś nad Dnieprem.
Powrót do przeszłości
Celem Kremla nie jest tylko Ukraina. Putin chce kontroli nad przestrzenią byłego ZSRR i jego prowincji poprzez stworzenie neoimperialnej struktury. Dzisiejsza Rosja podąża śladami dawnych potęg hegemonistycznych, które tym szybciej traciły kapitał polityczny, finansowy i kulturowy, im bardziej trzymały się imperialnych posiadłości. Próby reanimacji upadającego imperium zrażają sąsiadów i prowadzą do izolacji. Historia dowodzi, że ostatecznie każde imperium musi upaść.
Kreml nadal będzie próbował wymuszać negocjacje bilateralne, bo Putin wzoruje się na znanym mu świecie, w którym stał mur w Berlinie, a Europa była podzielona na strefy; nie tyle wpływów, co własności.
Na Kremlu nadal będą brać Ukrainę za wrogiego sąsiada. Gorycz wywołana brakiem perspektyw odmiany stanu rzeczy sprawi, że Rosja będzie cyklicznie budować napięcie, bo jej najważniejszym celem pozostanie wymuszenie ograniczenia suwerenności Kijowa.
Ukraina, pełniąc rolę wysuniętego bastionu Europy, zasłużyła na nasze wsparcie. My także zasłużyliśmy na liderów, którzy potrafią to zrozumieć i docenić. Zwłaszcza że wcześniej przez 25 lat skutecznie to robiliśmy.
---
Bogdan Klich - przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych i Unii Europejskiej Senatu RP
ekst opublikowany na Wyborcza.pl Publikacja za zgodą autora.