Rok 2023 będzie dla Polski przełomowy. Staniemy przed koniecznością przywrócenia praworządności, odideologizowania edukacji, przywrócenia dobrych i sprawnych usług publicznych, powrotu do wartości europejskich, przebudowy paradygmatu polityki z „Kto?” na „Jak?”. Mam wrażenie że wracamy do początku drogi, którą przeszliśmy jako państwo i społeczeństwo od 1989 roku. Dlatego na tę drogę chciałbym powrócić do zapomnianego w języku polskim słowa „dobromyślność” i zastąpić nim słowo „solidarność”.

19 października 1980 roku ks. prof. Józef Tischner wygłosił kazanie na Wawelu „Solidarność sumień”. Tak zaczęła się jego Etyka solidarności, która położyła duchowy fundament nie tylko pod polską solidarność robotniczą, ale i pod polskimi, a nawet europejskimi przemianami politycznymi. Domagał się w niej polityki etycznej. Pisał: „Gdy polityka jest dobrą polityką, sama jest przepojona duchem solidarności. Czyż bowiem polityce nie o to winno chodzić, by tak zorganizować przestrzeń życia ludzkiego, aby człowiek nie zadawał ran drugiemu człowiekowi?” Za podstawę solidarności przyjął biblijny nakaz: „Jedni drugich brzemiona noście”. Sam ten nakaz nic nie stracił na swojej aktualności i znaczeniu. Podobnie jak konieczność powiązania polityki z etyką. Zmienił się jednak kontekst polityczny i społeczny.

W poprzednim okresie ideologia PRLu rozbiła polską wspólnotę, pozbawiła nas możliwości dialogu i wolności, doprowadziła do wyzysku polskiej pracy, skazała nas na iluzje i walkę. I te kwestie i problemy stały się kanwą Etyki solidarności. Wiele z nich wciąż jest aktualnych, jak problem wspólnoty, dialogu, patriotyzmu, władzy, gospodarowania, czy szacunku. Żyjemy jednak w nowych realiach. W USA i Brazylii zaatakowano instytucje władzy na skutek coraz większego ekonomicznego rozwarstwienia społecznego, prekaryzacji, ekonomicznych kryzysów i niepewności jutra. Szerzy się populizm i nacjonalizm, przesłanki powrotu faszyzmu nie zniknęły. Nigdy, z takim trudem wypracowana w Europie demokracja, nie była tak silnie zagrożona, gdyż wypłukiwane jest w niej prawne i etyczne podglebie. W Polsce łamana jest Konstytucja, atakowane są niezawisłe sądy, wolne media i autonomiczna edukacja, wyłączane są wszystkie możliwe bezpieczniki demokratycznych instytucji. Szerzy się nieuczciwość, cynizm, pycha i arogancja tych, którym społeczeństwo powierzyło zarządzanie krajem. Jesteśmy jako społeczeństwo jeszcze bardziej podzieleni i skłóceni. Z drugiej strony widzimy społeczną bierność, brak oporu, zamykanie się w wirtualnych światach i niechęć do wychodzenia ze strefy komfortu. Era cyfrowa dała co prawda każdemu możliwość wypowiedzi, komentarza do rzeczywistości, jednocześnie jednak stworzyła narzędzia do manipulacji informacjami i propagandy. Nowe technologie wykorzystywane są do zapewniania bezpieczeństwa, jednocześnie jednak często traktuje się je jako narzędzia służące do eliminacji politycznych przeciwników i ograniczania wolności. Weszliśmy w erę post-prawdy przyzwalając na publiczne szerzenie się niewyobrażalnej liczby kłamstw. Za erą post-prawdy przyszła era post-polityki. Polityka przestała być troską o publiczne dobro, a stała się domeną rechoczących błaznów. W ciągu ostatnich trzydziestu lat zniszczyliśmy klimat, a pandemia zachwiała zglobalizowaną gospodarką. Do tego wojna, która w pokoleniach nie pamiętających okrucieństw minionego wieku, budzi lęk i stawia przed pytaniem: Jak udźwignąć człowieczeństwo?

Ostatnie trzydzieści lat to na szczęście także czas budzenia się pozytywnych zjawisk: szerzenie się świadomości praw kobiet i równouprawnienia, tolerancji i uznania praw dla osób LGBT+, dla osób niepełnosprawnych. Zmienia się także nasz stosunek do klimatu. Społeczeństwo szybko się sekularyzuje.

Słowo solidarność zaczęło jednak tracić na wartości. Już na początku polskich przemian politycznych po 1989 roku, wiele grup społecznych zostało zmarginalizowanych i pominiętych. To o nich, o ich sytuację ekonomiczną i godność upomniało się „Prawo i Sprawiedliwość”. Upomniało? A może jedynie wykorzystało w celu osiągnięcia władzy. Niedługo po zmianach politycznych sam ksiądz Tischner przeżył zawód „Solidarnością”. Pisał: „Na czym polegał zawód? Na uczynieniu z Solidarności środka do celu, czyli do skoku na władzę. Kiedy się Solidarność traktuje jako środek do władzy, popełnia się błąd. Pozostaje tylko logika walki o władzę, solidarność się kończy. (…) Spór z komunizmem był sporem idei. Natomiast spór wewnątrz Solidarności już nie miał tego charakteru. Tu już było wzajemne obrzucanie się błotem”.

Słowo solidarność zaczął z czasem dyskredytować Związek Zawodowy Solidarność, który się upolitycznił, przestał reprezentować wszystkich jego członków i zaczął współpracować z prawicową władzą. Jeszcze bardziej skompromitowała to słowo pewna mała partia polityczna, „Solidarna Polska”, która w największym stopniu przyczyniła się do rozmontowania instytucji prawa w kraju i uczyniła całe społeczeństwo zakładnikiem swych antyeuropejskich fobii. Wreszcie słowo to skompromitowało utożsamianie solidarności z patriotyzmem rozumianym jako nacjonalizm.

Rok 2023 będzie dla Polski przełomowy. Staniemy przed koniecznością przywrócenia praworządności, odideologizowania edukacji, przywrócenia dobrych i sprawnych usług publicznych, powrotu do wartości europejskich, przebudowy paradygmatu polityki z „Kto?” na „Jak?”. Mam wrażenie że wracamy do początku drogi, którą przeszliśmy jako państwo i społeczeństwo od 1989 roku. Dlatego na tę drogę chciałbym powrócić do zapomnianego w języku polskim słowa „dobromyślność” i zastąpić nim słowo „solidarność”. Występowało ono jeszcze w Słowniku Języka Polskiego pod red. Jana Karłowicza, Adama Kryńskiego i Władysława Niedźwiedzkiego z 1900 roku, gdzie oznaczało „prawomyślność”. Szukałem tego słowa w Słowniku Języka Polskiego pod redakcją Witolda Doroszewskiego, ale go nie znalazłem. Na ślad tego słowa wskazał mi ks. Tischner i Hannah Arendt. Ks. Tischner, który spopularyzował słowo „wspaniałomyślność”, stwierdził, że myślenie dzisiaj powinno rodzić się z doświadczenia bólu na twarzy innego człowieka, a ze szpitala, przed śmiercią, napisał do studentów dwa listy o obowiązku myślenia i odpowiedzialności za myślenie. Natomiast Arendt, wybitna znawczyni totalitaryzmu, władzy i polityki, skierowała naszą uwagę na relację między złem i bezmyślnością. To ona także przypomniała Kantowską władzę sądzenia, czyli umiejętność spojrzenia na świat oczami innych.

Dobromyślność jest analogiczna do „dobroczynności” i „dobrowolności”, czyli czynienia dobra. Wprowadza ona w sam rdzeń myślenia etykę. Dla intelektu dobre myślenie, to myślenie zgodne z regułami logiki, myślenie, które jest wolne od błędów, ale także myślenie sprawne i skuteczne. Sprawnie i skutecznie budowaliśmy świat po dwóch wojnach światowych ubiegłego wieku, jednocześnie sprawnie i skutecznie doprowadziliśmy do różnych postaci kryzysu. Rozum natomiast myśli dobrze, gdy kieruje się dobrem. Dobromyślność jest tożsama z rozumem, jednak w języku polskim celniej i bliżej wyraża jego istotę. Dzisiaj wiemy, że nie wystarczy ograniczyć się tylko do sprawczości i skuteczności myślenia. Myślenie musi być także odpowiedzialne. Myśleniu konieczna jest nie tylko logiczna sprawność, ale przede wszystkim etyczne dobro. Ale i samo dobro potrzebuje myślenia, gdyż tak jak myślenie bez dobra jest puste, tak dobro bez myślenia może stać się ślepe. Stąd Etyka dobromyślności.

Czasami słowo jest ostatnią bronią, która nam pozostaje. Nie wolno milczeć, gdy dzieje się zło, gdyż to na ludziach myślących ciąży szczególna odpowiedzialność. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Bliskie jest mi jedenaste przykazanie sformułowane przez pana Mariana Turskiego: „Nie bądź obojętny”. Warto go przypomnieć, gdyż żyjemy w kraju, który uważa się za katolicki, a większość z dziesięciu przykazań jest w nim publicznie permanentnie łamana. Dlatego sparafrazuję słowa Paula Ricoeura: „Nie mam innego sposobu zmieniania świata i wpływania na ludzi”. Wierzę w to, że słowa zmieniają świat, jak pamiętne „Mam marzenie” wygłoszone niegdyś przez Martina Lutera Kinga. Dlatego, by życie nie przygniotło naszych ideałów, powinniśmy do nich tak przylgnąć i tak się o nie upominać, aby nie było ono w stanie nas ich pozbawić.

Chciałbym przywrócić słowom ich właściwe znaczenie, zgodnie ze słowami poety Juliana Tuwima:

Lecz nade wszystko – słowom naszym,

Zmienionym chytrze przez krętaczy,

Jedyność przywróć i prawdziwość:

Niech prawo zawsze prawo znaczy,

A sprawiedliwość – sprawiedliwość

Chciałbym by Etyka dobromyślności stała się lustrem, w którym będziemy mogli się przejrzeć w tym roku i w najbliższych latach, my politycy i my obywatele patrząc na to, co dzieje się i będzie działo z Polską i nami samymi.

O prawdzie i kłamstwie

Niemiecki filozof Otto Friedrich Bollnow stwierdził: „Gdzie istnieje możliwość pomocy, tam wypowiedzenie prawdy jest także obowiązkiem; zaś wszelkie wygodniejsze milczenie jest ucieczką przed odpowiedzialnością”. Jednak to Simone Weil, francuska myślicielka, miała rację, gdy pisała: „Nasza epoka jest tak zatruta kłamstwem, że zmienia w kłamstwo wszystko, czego dotyka. A my jesteśmy z naszej epoki. Nie ma powodu, żebyśmy się uważali za lepszych od niej”.

Trudno sobie wyobrazić życie społeczne, politykę i naukę opartą na kłamstwie, złudzeniach i obietnicach bez pokrycia. Pisał Dietrich von Hildebrand: „Poszanowanie prawdy jest — podobnie jak prawość, stałość czy wierność oraz poczucie odpowiedzialności — podstawą całego życia moralnego”. Dlatego cenimy prawdę, a prawdomówność uznajemy za jedną z ważniejszych moralnych zalet. Czytamy u ks. Józefa Tischnera: „Są ludzie, którzy ze swej wierności prawdzie uczynili podstawę swego osobistego ethosu i pierwszorzędną wartość swojej nadziei. Jako tacy uzyskali niezwykły kredyt zaufania od strony społeczności. Możemy o nich powiedzieć, że stali się „Światłością” świata. (…) Rozmaite mogą być „zawody” tych ludzi. W świecie współczesnym ludzie o takim „zmyśle prawdy” stają się wybitnymi naukowcami, wielkimi wychowawcami młodzieży, filozofami i duchownymi, często pisarzami, publicystami, artystami. Rozmaicie bywało z prawdą w różnych czasach. Trzeba jednak podkreślić, że współczesne życie wymaga od coraz większej ilości ludzi, by pielęgnowali w sobie wspaniałomyślną postawę wobec prawdy jako warunek ich działania w świecie. (…) Obowiązek prawdomówności u ludzi o tego rodzaju obliczu etycznym jest szczególnie mocny i głęboki. Prawdomówność dosięga tutaj granic heroizmu. Jeśli oni mówić przestaną, kamienie wołać będą”.

Podobne przekonania odnajdujemy u Hannah Arendt: „Żaden świat ludzki, mający istnieć dłużej niż krótki okres życia śmiertelnych, którzy po nim chodzą, nie mógłby przetrwać bez ludzi dążących do tego, co pierwszy podjął świadomie Herodot: a mianowicie do mówienia tego, co jest. Nie można sobie wyobrazić żadnej trwałości, żadnego trwania w istnieniu bez ludzi chcących zaświadczać temu, co jest i co ukazuje się im ponieważ jest”. Dlatego tak bardzo broniła ona prawdy w sferze społecznej i politycznej.

Według Arendt polityka, szczególnie w jej destrukcyjnych formach autorytaryzmu i totalitaryzmu, miała i ma wciąż tendencję do posługiwania się kłamstwem. A zatem tam, gdzie pojawiają się w sferze publicznej liczne kłamstwa możemy domniemywać, że mamy do czynienia z systemem autorytarnym. Jednak między polityką, która jest przestrzenią debaty, a prawdą, która narzuca się jako obowiązująca i niepodważalna, rodzi się konflikt. Na tym polega paradoks, gdyż polityka jest przestrzenią dialogu. Natomiast tam, gdzie jest tylko jedna prawda nie ma debaty.

Zatrzymajmy się nad związkiem polityki i kłamstwa. Kłamstwo zawsze było uważane za niezbędne i uzasadnione narzędzie polityki. Chociaż bywa często stosowane, najbardziej skutecznie działa w systemach totalitarnych. Stwierdziła Arendt: „W kontekście naszych rozważań głównym aspektem tego systematycznego kłamstwa jest fakt, że może ono działać tylko dzięki terrorowi, to znaczy dzięki opanowaniu świata polityki przez zwykłych zbrodniarzy. To właśnie, na ogromną skalę, zdarzyło się w latach trzydziestych i czterdziestych w Niemczech i w Rosji. Władza nad dwoma potężnymi państwami znalazła się tam w rękach masowych morderców”.

Współczesną formą kłamstwa, szczególnie kłamstwa politycznego, jest zacieranie granicy między faktem a opinią. „Bez zagwarantowanej informacji o faktach i bez ich niepodważalności swoboda przekonań jest farsą. Inaczej mówiąc, prawda o faktach warunkuje myśl polityczną, tak samo jak prawda racjonalna wyznacza dociekania filozoficzne”. Tradycyjne kłamstwo polityczne dotyczyło albo prawdziwych tajemnic, informacji nieujawnianych publicznie, albo intencji. W XX wieku zostało przekształcone w masową manipulację faktami i opiniami. Kiedy politycy posługują się propagandą, zastępują prawdę o faktach kłamstwami. Nie jest istotne jednak to, że kłamstwa zaczynają być uznawane za prawdę, a prawda za kłamstwa. Bardziej problematyczne staje się to, że zniszczony zostaje zmysł za pomocą którego orientujemy się w rzeczywistym świecie. Arendt chyba przewidziała, że utrata tego zmysłu doprowadzi kiedyś do postprawdy.

Współczesne kłamstwo polityczne stało się kłamstwem zorganizowanym i to różni go od kłamstwa tradycyjnego. „Kłamstwo tradycyjne dotyczyło nadto jedynie spraw szczegółowych i nigdy nie miało na celu oszukania dosłownie wszystkich; skierowane było przeciw wrogowi i miało zwieść tylko jego. Te dwa ograniczenia do tego stopnia umniejszały szkodę wyrządzaną prawdzie, że kiedy spojrzymy na rzecz z dystansu, wygląda to niemal niewinnie. Skoro fakty zawsze zachodzą w pewnym kontekście, kłamstwo dotyczące szczegółu – to znaczy fałszerstwo, które nie usiłuje zmienić całego kontekstu – wyciera jak gdyby dziurę w materii faktów. Jak wie każdy historyk, dziury lub szwy załatać może kłamstwem. Dopóki materia jako całość pozostaje nienaruszona, kłamstwo poniekąd samo wyjdzie w końcu na jaw. Drugie ograniczenie dotyczy ludzi zajmujących się wprowadzaniem innych w błąd. Należeli oni zazwyczaj do wąskiego kręgu polityków i dyplomatów, którzy między sobą wciąż znali prawdę i mogli ją zachować. Było mało prawdopodobne, aby padli ofiarą własnych fałszerstw; mogli oszukiwać innych nie oszukując samych siebie. Obu tych czynników łagodzących, które towarzyszyły starej sztuce kłamstwa, wyraźnie brak w manipulacji faktami, jaką spotykamy dzisiaj”.

W stosunku do tak zorganizowanego kłamstwa prawdomówność może stać się czynnikiem politycznym o pierwszorzędnym znaczeniu. „Prawda, choć jest bezsilna i zawsze przegrywa w otwartym starciu z władzą, posiada jednak pewnego rodzaju siłę; otóż niezależnie od tego, co obmyślą ludzie będący u władzy, nie są oni w stanie odkryć czy wynaleźć substytutu prawdy, który zdolny byłby funkcjonować na dłuższą metę. Perswazja i przemoc mogą prawdę zniszczyć, ale nie mogą jej zastąpić”. Bowiem bez prawdy nie potrafimy żyć.

Obecnie nasza wrażliwość na prawdę jeszcze bardziej osłabła. Żyjemy w erze „postprawdy”. „Postprawda”, która uzyskała miano słowa 2016 roku, nie jest, jakby mogłoby się wydawać, stanem poza prawdą i kłamstwem. Postprawda to strategia, która marginalizuje wagę i znaczenie prawdy. Kłamstwo i manipulacja nie są nam już narzucane siłą, działają na wolnym rynku idei. W obecnej chwili każdy może napisać na facebooku czy na twitterze każdą dowolną informację. Nikt tego nie kontroluje, ani nie sprawdza. Wpisując taką informację coraz częściej kierujemy się nie chęcią przekazania prawdy, lecz osiągnięcia osobistej bądź politycznej korzyści, albo wywołania skandalu. Nie kierujemy się już kryterium prawdy, tylko, jak mówił Nietzsche, kryterium uderzenia młotem. Im mocniej uderzymy, im wywołamy większą prowokację, czy skandal, tym większy osiągniemy sukces. Można wszystko powiedzieć i wszystko odwołać. Słowa stają się wywrotowe. Można powiedzieć: opozycja nie reprezentuje demokracji, to my jesteśmy demokratami, my reprezentujemy naród, my opowiadamy się za honorem, my jesteśmy prawdziwymi patriotami. Strona przeciwna podobnie. Szybkość wysyłania informacji uniemożliwia ich weryfikację. „Postprawda” stała się możliwa, gdyż dysponujemy nowymi technologiami przekazu informacji. Żyjemy w erze cyfrowej. To narzędzia technologiczne dały możliwość stworzenia przestrzeni dla postprawdy. Kiedyś proces druku artykułu czy książki był na tyle długi, że można było tekst zweryfikować, poddać dyskusji, ujawnić nieprawdy, półprawdy, a następnie zakwestionować. W tej chwili nie zdążymy już tego zrobić, bo gdy spieramy się z jednym wpisem, tzw. „wrzutką”, to w międzyczasie pojawiają się tysiące innych. Czy „postprawda” oznacza ostateczne pogrzebanie prawdy? Przyzwyczajamy się, że politycy kłamią, manipulują. Donaldowi Trumpowi w pierwszym okresie jego prezydentury w USA dowiedziono kilka tysięcy kłamstw. Przyzwyczajenie powoduje brak reakcji. Z nadzieją brzmią jednak słowa Martina Bubera: „Co zostało osiągnięte przez kłamstwo, może czasem przybierać maskę prawdy, co zostało osiągnięte przez gwałt, może występować w przebraniu sprawiedliwości, na jakiś czas oszustwo może się udać. Lecz prędzej czy później ludzie dostrzegą, że kłamstwa są tylko kłamstwami, że gwałt w ostatecznym rachunku jest tylko gwałtem, że zarówno kłamstwa jak i gwałt, jak każde zło, spotka bolesne przeznaczenie historii”.

Postprawda ma jednak jeden pozytywny aspekt. Zwróciła nam uwagę, że świat postrzegamy poprzez język. Dlatego walka polityczna o świat zawsze zaczynała się od walki o język. Kto wygra walkę o język, czyja narracja zwycięży, ten wygra władzę. Dzisiaj, gdy dziennikarze zarzucają politykom kłamstwa, ci odpowiadają, że wyrywa się ich wypowiedź z kontekstu, albo że źle zostali zrozumiani lub mieli na myśli cos innego. Czasami twierdzą, że mają inne, alternatywne fakty. W rzeczywistości nie ma alternatywnych faktów. Alternatywne mogą być tylko interpretacje, ale i te mogą być językowymi manipulacjami. Jednym z narzędzi takiej manipulacji jest zamiana semantycznej, komunikacyjnej funkcji języka na funkcję mitologiczną. Jej zadaniem nie jest przekaz prawdy tylko budzenie emocji. Po co mówić, że masz przywódca przegrał, skoro można powiedzieć, że zajął najwyższe jak dotąd w historii drugie zaszczytne miejsce. Dlaczego obrażać sąsiedni kraj, skoro można użyć cudzysłowu ironicznego: Niemcy „z troską” o Polsce. By nie godzić się na takie manipulacje konieczne jest myślenie krytyczne i bogaty zniuansowany język, który ostrzej i bardziej precyzyjnie pozwala nam widzieć świat. A język kształci się dzięki czytaniu. Kto nie czyta, ten łatwiej poddaje się manipulacji. Dlatego przestrzega Timothy Snyder: „Porzucenie faktów oznacza porzucenie wolności. Jeżeli nic nie jest prawdą, wówczas nikt nie może krytykować władzy, gdyż nie ma do tego żadnych podstaw. Jeżeli nic nie jest prawdą, to wszystko jest spektaklem, w którym najjaśniejszy blask reflektorów można kupić za największą sumę pieniędzy”.

Zmieniło się także obecnie samo rozumienie kłamstwa. Jeszcze do niedawna kłamstwo było powiązane z jednostką. Dietrich von Hildebrand wyodrębnił trzy typy kłamców. Pierwszy, to kłamca przebiegły. Jest „to typ, który wie, czego chce, który oszukuje i okłamuje drugich, byle osiągnąć swój cel”. Drugi, to ten, który okłamuje samego siebie. Kłamca pierwszego typu zaprzecza faktom, ale nie zaprzecza, że kłamie. Drugi zaprzecza temu, że pomija prawdę. Trzeci typ kłamcy, to człowiek fałszywy. „Wszystko w nim jest nieprawdziwe (…), jest frazesem, pozorem, niczym”. Obecnie kłamstwo ma charakter strukturalny. Obejmuje najistotniejsze obszary życia: politykę, religię, ekonomię, gospodarkę. Operuje nie tylko słowem, ale gestem, obrazem, perswazją, wykorzystuje środki masowego przekazu. Mistrzem w opisie strukturalnego „kłamstwa klerykalnego” był Paul Ricoeur, a politycznego Hannah Arendt. „Namiętność klerykalna, pisał Ricoeur, zdolna jest powołać do życia wszystkie podstawowe postaci kłamstwa, które odkryje na nowo totalitaryzm polityczny: poczynając od fałszywego stereotypu, zatajenia i krętactwa aż do sztuki perswazji, która jest duszą propagandy, a polega na stopieniu wierzeń, obyczajów, pojęć i wyobrażeń w nierozróżnialną masę, tworzącą gładką, zaskorupiałą powierzchnię, nieprzenikliwą dla rozkładowego działania refleksji i krytyki. Aktywne kłamstwo propagandy klerykalnej, które często traci z oczu ślad swoich własnych machinacji, służy za przykrywkę „najchytrzejszej z bestii” — obłudzie — obłudzie, czyli złej wierze, utrwalającej się jako wiara”. Natomiast według Arendt: „Tradycyjne kłamstwo polityczne (…) dotyczyło zazwyczaj albo prawdziwych tajemnic (…) albo intencji. (…) Natomiast współczesne kłamstwa polityczne dotyczą rzeczy, które wcale nie są tajemnicami, lecz znane są praktycznie każdemu. Jest to oczywiste w przypadku pisania na nowo historii współczesnej na oczach tych, którzy byli jej świadkami, ale w takim samym stopniu odnosi się też do tworzenia sztucznych wizerunków wszelkiego rodzaju, gdzie można zanegować lub pominąć każdy znany i ustalony fakt, jeśli może on zaszkodzić owemu wizerunkowi”.

Strukturalny charakter kłamstwa zmusza nas do zajęcia jakiejś postawy wobec ideologii, bez względu na to, czy była nią ideologia faszystowska, marksistowska, czy obecnie ideologia „dobrej zmiany”. Niewielu miało i ma odwagę przeciwstawić się jej, płacąc za to wysoką cenę osobistą, Pewna grupa dobrze z niej żyła i żyje, natomiast większość milcząco jej się podporządkowuje. Wybieramy zatem kłamstwo i manipulacje dla świętego spokoju. Przecież my chcemy tylko żyć. Ladislaus Boros nazwał je kłamstwem egzystencjalnym: „Pojęcie „kłamstwa” nie oznacza tu świadomego fałszowania faktów, nieprawdziwej wypowiedzi, (…) lecz zdarzenie w sensie egzystencjalnym zasadnicze, nieprawdę całego naszego życia. (…) Nasze istnienie to przecież w dużej mierze robienie uników”. Ks. Tischner nazwał je natomiast „kłamstwem heroicznym”. „Heroiczne kłamstwo” zawsze jest jednak jakimś przejmującym oskarżeniem świata, na którym wyrosło. Bywa tak, że ludzie budują swój świat na kłamstwie i żądają podobnego kłamstwa od innych. Ktokolwiek mówi na świecie tak zbudowanym prawdę, budzi nienawiść, bo wprowadza niepokój w świat. Tak dzieje się często w świecie współczesnym”. Dopowiedzmy do ks. Tischnera współczesne przykłady „kłamstwa heroicznego”: masowe mordy nazywamy czystkami etnicznymi, wojnę konfliktem, lub „intensyfikacją obecności wrogich wojsk w strefie przygranicznej”, jak stwierdziła Angela Merkel o początkach wojny rosyjsko - ukraińskiej, głód określamy jako brak zrównoważonego rozwoju, wyzysk jako ekonomizację i cięcie kosztów. Zmieniając słowa tworzymy sobie bezpieczny kokon w zakłamanym świecie, ale w ten sposób zakłamujemy siebie samych.

Dlaczego uczestniczymy w kłamstwie? Gdyż obnażenie go zmusiłoby nas do działania, a my chcemy spokojnie żyć. Czy musi tak być? Czy musimy godzić się na fatalizm takiego zakłamanego świata. Z nadzieją wracam do „etyki czci dla życia” Schweitzera: „Choć w dzisiejszych czasach przemoc przybrana w kłamstwo siedzi na tronie świata groźna jak nigdy dotąd, trwam w przekonaniu, że prawda, miłość, przyjazne nastawienie, łagodność i dobroć są potęgami wyższymi nad wszelkie potęgi. Do nich będzie należeć świat, jeśli znajdzie się wystarczająca ilość osób, które będą dość czysto, mocno i wytrwale myśleć i żyć ideami. Te idee to miłość, prawda, pokój i łagodność. (…) Potęga ideału jest nieobliczalna. Kropli wody nie przypisuje się żadnej siły. Ale jeśli wejdzie w szparę skały i zamarznie, rozsadzi skałę”.

Opinie

Kto da im skrzydła?

Etyka dobromyślności

Państwo bez głowy

Władza silniejsza niż nienawiść

To nie koniec bitwy o Śląsk

Czarne dwa lata polskiej edukacji

Ojczyzna

Tylko klęska Putina zapewni pokój

„Polacy, pamiętajcie o Białorusi”*

O mądrości

Jak trwoga to do samorządów

Kto zatruł Odrę?

Polityka, Kościół, wybory

Historia według Roszkowskiego

Tischner: człowiek o szerokich rękawach

Kłamstwo polityczne

Jak działa społeczeństwo obywatelskie?

Abecadło wojennych zbrodni

Bezpieczeństwo, wolność, jedność

Koniec epoki złudzeń

To Ziobro rozdaje dziś karty

(S)prawa Polek

Polskie firmy pod ścianą, a rząd udaje, że problemu nie ma

Nie ma Polski solidarnej, bez Polski przedsiębiorczej

Państwo bez mocy

Układ Warszawski bis

Prawdziwa skala drożyzny dopiero przed nami!

Czuły patriotyzm

Gdy zwycięzca nie bierze wszystkiego

Zapełnić pustkę w życiu i portfelu

Suwerenność i duma