Konrad Fijołek pokazał nie tylko to, że w samorządzie wciąż liczy się wiarygodność i kompetencja. Ale też i to, że opozycja zwycięża, gdy gra wspólnie.
 
Bitwa o Rzeszów będzie miała swoje konsekwencje. Symboliczne i polityczne. I to dla całej sceny politycznej w nadchodzących miesiącach. Nieoczekiwana rezygnacja popularnego przecież prezydenta Tadeusza Ferenca stała się okazją do tego, by prawica przejęła stolicę Podkarpacia. Pewna siebie Solidarna Polska, której to kandydata - Marcina Warchoła - poparł Ferenc, postawiła wszystko na jedną kartę. I sromotnie przegrała. Ferenc był nie do pokonania, gdy grał na siebie. Ale stając się patronem Warchoła, który uchodzi za symbol demolki wymiaru sprawiedliwości, rozmienił swój autorytet na drobne. Ferenc przechodzi do historii nie jako dobry gospodarz miasta, ale jako patron niepopularnego polityka.
 
Z kolei PiS, jako partia rządząca, musiało wystawić swojego kandydata. Ale, co przecież słyszałem wiele razy będąc w czasie kampanii w Rzeszowie, Ewa Leniart, obecna wojewoda, kandydatka prezesa Kaczyńskiego, nie chciała startować w tych wyborach. I wyborcy to dostrzegli. Z niewolnika nie ma pracownika.  
 
Na tle podzielonej prawicy i obozu władzy, racjonalnie oraz przyzwoicie zachowała się opozycja. Wiedziała, że to pierwsze wybory, w których może pokazać sobie samej, ale też i całej opinii publicznej w Polsce, że z PiSem można wygrać. I właśnie to pokazała. Zwycięstwo Konrada Fijołka w pierwszej turze (56,5 proc.) to dla partii władzy duży cios. I moment z punktu widzenia psychologicznego - przegrywającej z PiS opozycji kolejne wybory od 2015 roku - absolutnie kluczowy. Oraz stanowiący ważną lekcję twardej polityki.
 
Jaką więc lekcję opozycja dostaje w Rzeszowie? I czy zechce ją należcie odrobić? Po pierwsze, kluczowy jest wiarygodny kandydat. Opozycja nie postawiła na popularnego polityka, choć były takie pomysły, przywiezionego do Rzeszowa w teczce z Warszawy. Postawiła na lokalsa, co w wyborach samorządowych jest niezwykle ważne. Człowieka, który - jak Fijołek - zna w Rzeszowie każdą dzielnicę. Każdą ulicę. I przede wszystkim to jego znają mieszkańcy Rzeszowa, którzy - niejednokrotnie - są jego sąsiadami czy ludźmi, z którymi chodził do szkoły. Tak czy siak, rzeszowianie pokazali, że zamiast popularnych polityków przywożonych z Warszawy w teczkach, zamiast polityków, których popierał ich wczorajszy prezydent Ferenc, wolą swojaka.
 
Po drugie, opozycja na własnej skórze przekonuje się, że wygrywa, gdy gra wspólnie. Gdy tylko jest podzielona, rozgrywana przez Kaczyńskiego, dostaje łomot. To lekcja, którą szczególnie mocno do serca powinni wziąć sobie liderzy opozycji, którzy wciąż nie rozumieją, że współpracując mądrze, wszyscy zyskują. Spierając się głupio, wszyscy tracą. Antidotum na hegemonię Kaczyńskiego jest jedność opozycji. I Rzeszów - zwycięstwo Fijołka - jest tego najlepszym świadectwem. 
 
Po trzecie - wiarygodny program. Konrad Fijołek to samorządowiec z krwi i kości. Pracuje od lat w samorządzie. Zna problemy miasta jak własną kieszeń. W odróżnieniu od Marcina Warchoła nie obiecywał gruszek na wierzbie, nie machał czekami z Funduszu Sprawiedliwości. Mówił o zmianach, jakie chce w Rzeszowie wprowadzić - dobrym transporcie publicznym czy zazielenieniu miasta. Krótko: mieszkańcy Rzeszowa wybrali program skrojony na potrzeby ich miasta, a nie obietnice Kaczyńskiego o budowie obwodnicy czy Warchoła szastającego cudzymi czekami.
 
Po czwarte: żeby wygrywać, trzeba pokazać, że mocno chce się wygrać. Byłem w czasie kampanii Fijołka dwa razy w Rzeszowie. I widziałem coś, co jest ważne w każdym maratonie politycznym: Konrad chciał wygrać. Pamiętam, jak rozdawaliśmy ulotki i ile czasu Fijołek był gotów poświęcić każdemu - a może szczególnie tym - którzy go nie popierali. Cierpliwie wyjaśniał, przekonywał, tłumaczył. Rzeszowianie doskonale odczytali kto na serio zabiega o ich głosy. Fijołek nie tylko chciał, ale też na każdym kroku pokazywał, że to robi. I dlatego między innymi mieszkańcy stolicy Podkarpacia oddali mu klucze do bram miasta.
 
Czy Rzeszów stanie się dla opozycji punktem zwrotnym w walce z PiS? Nie mam pewności, bo opozycja ma zadziwiającą skłonność do grzebania swoich sukcesów. Ale jedno nie ulega wątpliwości: dziś, co pokazał też Rzeszów, największym kapitałem opozycji są samorządy. To tu, w samorządzie, tkwi potencjał zmiany, który widzimy. Dlatego Jarosław Kaczyńskie będzie niszczył samorządy, jako niepokorne. Opozycja zaś musi samorządy wzmacniać, gdyż jest to jedyna obecnie droga do zmiany politycznej w Polsce.
 
 
---
 
Jarosław Makowski

Opinie

Kto da im skrzydła?

Etyka dobromyślności

Państwo bez głowy

Władza silniejsza niż nienawiść

To nie koniec bitwy o Śląsk

Czarne dwa lata polskiej edukacji

Ojczyzna

Tylko klęska Putina zapewni pokój

„Polacy, pamiętajcie o Białorusi”*

O mądrości

Jak trwoga to do samorządów

Kto zatruł Odrę?

Polityka, Kościół, wybory

Historia według Roszkowskiego

Tischner: człowiek o szerokich rękawach

Kłamstwo polityczne

Jak działa społeczeństwo obywatelskie?

Abecadło wojennych zbrodni

Bezpieczeństwo, wolność, jedność

Koniec epoki złudzeń

To Ziobro rozdaje dziś karty

(S)prawa Polek

Polskie firmy pod ścianą, a rząd udaje, że problemu nie ma

Nie ma Polski solidarnej, bez Polski przedsiębiorczej

Państwo bez mocy

Układ Warszawski bis

Prawdziwa skala drożyzny dopiero przed nami!

Czuły patriotyzm

Gdy zwycięzca nie bierze wszystkiego

Zapełnić pustkę w życiu i portfelu

Suwerenność i duma