Z Hanną Zdanowską, prezydent Łodzi, rozmawia Andrzej Domański

Andrzej Domański: Obecna władza zdaje się jawnie wypowiadać wojnę samorządom, a wręcz idei samorządności. Zmiany postulowane w Polskim Ładzie uderzą w finanse zarówno małych gmin, jak i największych miast. Zgodnie z wyliczeniami Związku Miast Polskich i Unii Metropolii Polskich Łódź co roku straci na proponowanych zmianach ponad trzysta milionów złotych. Czy samorządy mają pomysły i potencjał, aby szukać nowych przychodów?

Hanna Zdanowska: Odpowiem przekornie: szukanie nowych przychodów w największym stopniu jest warunkowane regulacjami prawnymi, a te zależą od rządzących. Jestem ostatnia, która by chciała wprowadzania nowych podatków i nowych obciążeń dla mieszkańców. Oczywiście w Łodzi ciągle szukamy możliwości intensyfikacji naszych dochodów w ramach istniejących regulacji. Przede wszystkim szukamy przychodów w obszarze podatków od nieruchomości, co wiąże się między innymi ze stopniowym zbywaniem majątku. Przykładowo: jeżeli sprzedamy nieruchomość będącą de facto nieużytkiem i w tym miejscu powstaną budynki działalności gospodarczej, miasto zyska źródło podatkowe także w kolejnych latach. Dlatego intensywnie zabiegamy o nowych inwestorów. Tym, którzy już wybrali Łódź, pomagamy w realizacji inwestycji. Przede wszystkim tak opracowujemy kolejne plany zagospodarowania przestrzennego, aby ulokowanie kapitału w Łodzi było możliwe. Kluczowy jest tu jednak dialog nie tylko z inwestorami, ale także z lokalnymi wspólnotami i mieszkańcami, bo oni często nie chcą mieć blisko swoich domów aktywności gospodarczej, która czasem wiąże się z uciążliwościami. Dlatego zapraszamy do dialogu obie strony.

A co ze stroną wydatkową budżetu?

HZ: Wyzwanie, jakie zafundowali nam rządzący, wymaga także, niestety, szukania głębokich oszczędności. W ciągu ostatniego niecałego półtora roku tylko w urzędzie miasta zlikwidowałam ponad dwieście etatów, czyli aż 10 procent. Dlaczego? Za chwilę z tytułu kolejnych działań tego rządu nie będzie nas stać na utrzymywanie tak dużego zatrudnienia. Racjonalizujemy zatrudnienie w tych obszarach, w których jest to możliwe. Niestety, czasem odbywa się to kosztem jakości obsługi. Musimy jednak finansować kolejne nakładane na nas zobowiązania. Pan Czarnek już zapowiedział podwyżki dla nauczycieli, ale skąd mamy na to wziąć środki? Rośnie również pensja minimalna, wzrosną więc i wynagrodzenia pracowników niepedagogicznych, a dla samorządu będą to koszty idące w miliony. Subwencja nie wystarcza na pokrycie nawet wynagrodzeń, a co mówić o innych elementach. Innej drogi niż ograniczanie wydatków zatem nie ma. Skutki? Samorząd jest tym złym, winnym cięć, a odgórnie narzucana centralizacja Polski postępuje.

Trudno oczekiwać, by atak, który zaczął się de facto od zmiany władzy, miał się zakończyć.

HZ: Tak, ewidentnie nasza niezależność, skuteczność, ale także – nie ma co ukrywać – szeroki zakres kompetencji samorządowców uwierają ten rząd, ale widzę też pozytywy. W obliczu tego ataku samorządowcy się jednoczą. Obserwujemy, że na naszych spotkaniach pojawiają się samorządowcy kojarzeni do tej pory z drugą stroną sceny politycznej. Również widzą, co się dzieje, i jednym głosem z nami protestują przeciwko zamachowi na idee samorządności, o które wspólnie walczyliśmy ponad trzydzieści lat temu.

To daje nadzieję. Dużo mówiło się ostatnio o rosnącym zagrożeniu zjawiskiem klientelizmu wśród samorządów. Czy to zatem przesadzone obawy?

HZ: Ryzyko klientelizmu istnieje przede wszystkim przy zabieganiu o środki na inwestycje, bo te będą rozdzielane – nie mam co do tego złudzeń – według klucza partyjnego. Przykład takich działań widzieliśmy chociażby przy Funduszu Inwestycji Lokalnych, więc rzeczywiście inwestycje strategiczne są zagrożone i narażone na zachowania, o których Pan wspomina. Mam jednak nadzieję, że wszystkie fundusze niezbędne do normalnego funkcjonowania miasta powinny być rozdzielane zgodnie z obowiązującym prawem i przynależność partyjna nie powinna mieć tu znaczenia.

Skoro o inwestycjach mowa, jakie Pani Prezydent ma nadzieje związane z Krajowym Planem Odbudowy? Czy on ma szansę stać się nowym kołem zamachowym rozwoju miast?

HZ: Miałam nadzieję, że KPO będzie nowym otwarciem, przeniesie Polskę we współczesność także w obszarze nieco odłożonych inwestycji, jak choćby energetyka, ciepłownictwo, czyli związanych z emisją zanieczyszczeń czy gazów cieplarnianych. Kluczowe dla mnie są spojrzenie na Polskę w kontekście obecnych zmian klimatycznych i działania na rzecz de facto uratowania nas, ludzi, jako gatunku. Miałam również nadzieję na olbrzymi plan odbudowy tych działań, które podupadły z uwagi na pandemię, na przykład komunikacji miejskiej. Niestety, dane pokazują, że Polacy obecnie boją się komunikacji miejskiej, więc tym bardziej powinniśmy inwestować w jej unowocześnianie, poprawę komfortu itp. Niestety, tak się nie stało. Jeżeli w końcu wywalczyliśmy statystycznie jeden tramwaj na samorząd, to o czym mówimy? To już nie jest tragiczne, to jest śmieszne.

Zielonej rewolucji nie będzie…

HZ: Niestety, KPO został pomyślany jako plan przetrwania obecnej ekipy i narzędzie wygrania kolejnych wyborów, a nie pod kątem rozwoju i budowy infrastruktury, ochrony naszej planety, klimatu. Zmiany klimatyczne nie znają granic. Jeżeli nie podejmiemy działań teraz, koszty zaniechań spadną na kolejne pokolenia. Już teraz widzę, że dla młodych ludzi jest to najważniejszy temat.

Walka ze zmianami klimatycznymi jest lub powinna być jednym z kluczowych elementów strategii miast. Ostatni raport IPCC nie pozostawia wątpliwości: kryzys klimatyczny przyspiesza, dzieje się tu i teraz. Katastrofalne zjawiska pogodowe będą naszą codziennością. Jak i czy miasta mogą się na to przygotować?

HZ: Przede wszystkim ograniczać emisję. Choć miasta zajmują 3 procent powierzchni, ich udział w emisji gazów cieplarnianych wynosi 60–70 procent. Rząd musi się wreszcie zaangażować, chociażby w promocję transportu zbiorowego. Pole do popisu ma również przy wymianie źródeł ciepła, czyli słynnych „kopciuchów”, ale także wspieraniu form oszczędzania energii, termomodernizacji, promocji pomp ciepła czy rekuperacji. To wszystko są narzędzia niezbędne nie tylko dla poprawy jakości powietrza, ale także ograniczania emisji w miastach. Należy przy tym pamiętać o kondycji finansowej społeczeństwa, zwłaszcza gorzej sytuowanych mieszkańców. Jeżeli chcemy na poważnie walczyć z emisjami, musimy dofinansowywać programy wymiany źródeł ciepła, ale także myśleć, co dalej. Bez tej wymiany, w szczególności w budynkach z latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, gdzie tych starych pieców jest najwięcej. Nie chodzi tutaj tylko o koszty wymiany pieców, bo przecież w ramach już istniejących programów jest ona możliwa za symboliczną kwotę, a czasem wręcz za darmo. Niestety, część mieszkańców jest dotknięta strukturalną biedą i problemem dla tej grupy są i będą rosnące koszty energii. Po prostu nie stać ich na zakup gazu czy ciepła miejskiego. Wolą nadal palić śmieciami, plastikiem itp. w starych piecach, a to skutkuje katastrofą i dla ich zdrowia, i dla powietrza w mieście. W wyniku spalania śmieci uwalniają się groźne substancje, na przykład dioksyny. Dlatego tym mieszkańcom trzeba pomagać nie tylko na etapie wymiany pieca, ale także przy zakupie źródeł energii. Musimy na poważnie zająć się rosnącym ubóstwem energetycznym, ale samorządy nie udźwigną tego zadania samodzielnie.

Rządowy program Czyste Powietrze na razie nie odnosi wielkich sukcesów. Składanie wniosków trochę przyspieszyło, ale do osiągnięcia celów jeszcze mu daleko.

HZ: Łódź ma własny program, finansujemy wszystkie wnioski złożone przez mieszkańców i nie mamy problemu z ich liczbą. Staramy się pomagać mieszkańcom w tym procesie od początku, od pierwszego dnia zainteresowania programem, do ostatecznego rozliczenia wymiany. W zdecydowanej większości przypadków efektem jest podłączenie do ciepła miejskiego (korzystamy z naszej rozbudowanej sieci) albo wymiana „kopciuchów” na piece gazowe. Wnioski o wymianę na piece węglowe nowej generacji prawie się nie zdarzają. Na szczęście.

Zgodnie z raportem IPCC bez radykalnego ograniczenia emisji grozi nam kilkukrotny wzrost częstotliwości występowania ekstremalnych zjawisk pogodowych: suszy, powodzi, fal upałów. Dużą rolę mają tu do odegrania emisje ujemne. Uzyskujemy je przede wszystkim dzięki drzewom. W Unii Europejskiej drzewa wychwytują 10 procent emisji gazów cieplarnianych.

HZ: Drzewa i ich ochrona powinny być naszym priorytetem. W Łodzi staramy się ograniczać wycinki do minimum, gdzie to tylko możliwe. Niestety, „lex Szyszko” spowodowało olbrzymie zniszczenia i straty w drzewostanie, zwłaszcza w dużych miastach. Miasta przez długi czas broniły drzew przed wycinką deweloperów na zakupionych przez nich działkach, choćby poprzez przyjmowanie planów zagospodarowania przestrzennego. Powszechnie wiadomo jednak, że nie zdołamy objąć całych miast planami zagospodarowania z uwagi na potężne koszty, które mogłyby doprowadzić miasta do bankructw. Ograniczamy więc wycinkę do absolutnego minimum koniecznego do funkcjonowania, a z drugiej strony staramy się rozwijać program nasadzeń drzew. Często zamiast przeznaczać teren na deweloperkę tworzymy na nim parki kieszonkowe.

W miastach żyje się coraz trudniej także przez wszechobecną betonozę.

HZ: Walczymy z nią, jak możemy. To prawda, że nie wszystkie rewitalizacje przebiegły tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Uczymy się tego procesu, samorządowcy są go coraz bardziej świadomi. Ważny jest również głos mieszkańców, a oni słusznie domagają się większej ilości zieleni w swoim otoczeniu. W Łodzi powstaje dużo lokalnych inicjatyw. Mieszkańcy bronią swojej najbliższej okolicy i chcą mieć aktywny wpływ na jej kształt. Wsłuchujemy się w te głosy i prowadzimy z mieszkańcami aktywny dialog. Pod ich wpływem zrezygnowaliśmy ze sprzedaży intratnych terenów. Powstaną na nich nowe parki. Łódź już ma dużo terenów zielonych, po Szczecinie procentowo chyba najwięcej w kraju, a jeżeli uwzględnić także nowe plany, będziemy liderem. Cieszę się, że dokonaliśmy tego wspólnie z mieszkańcami.

---

Hanna Zdanowska – prezydent Miasta Łodzi. Ukończyła inżynierię środowiska na Wydziale Budownictwa i Architektury Politechniki Łódzkiej. Po studiach budowała łódzkie osiedla – Retkinię i Radogoszcz oraz prowadziła firmę odzieżową. Sześć lat pełniła funkcję dyrektora biura Łódzkiej Izby Przemysłowo-Handlowej. W 2006 r. została radną Rady Miejskiej, później wiceprezydentem Łodzi, a od 2010 r. jest prezydentem. Jest członkiem Europejskiego Komitetu Regionów, członkiem Grupy Roboczej EKR Green Deal Going Local, ambasadorem Paktu na rzecz Klimatu z ramienia EKR.

Analizy

Białoruś to nie jest żadna część „ruskiego miru”

Wieś nie potrzebuje jałmużny

Puste obietnice znachorów

Państwo maratończyk, a nie państwo sprinter

Co zrobić, by każdy znalazł dach nad głową

Po pierwsze: język i aktywność

Bliżej (z) miasta

Pyrrusowe zwycięstwo Orbána

Nowa era pracy?

Źle ma się Polska

Zieleń, rewitalizacja, miasto

Klimat - energetyka - zmiana

Wyzwania nowoczesnej polityki naukowej

Kosztowna szarża Kaczyńskiego i Błaszczaka

Jak trwoga, to do samorządów

Była Polska w ruinie, będzie samorząd w ruinie

Patrząc w stronę Niemiec...

Ochrona zdrowia w Polsce - droga do lepszej jakości i dostępności systemu

Wolność. Internet. Nowe otwarcie?

„Mrożenie” środków na nagrody w rolnictwie

Postpandemiczne wyzwania gospodarcze dla Polski

Budżet partycypacyjny. Ewaluacja