Środowisko akademickie w ostatnich latach miało wiele powodów do emocjonujących dyskusji: zasady oceny jednostek naukowych (ewaluacja) i związana z tym ministerialna lista czasopism punktowanych, wolność akademicka, reforma nauki szkolnictwa wyższego firmowana przez ministra Jarosława Gowina , ale także zmiany wprowadzane przez wcześniejsze rządy, w tym regulacje z okresu, gdy resortem nauki kierowały minister Barbara Kudrycka i minister Lena Kolarska-Bobińska. O ile jednak zmiany te wywoływały debatę w środowisku akademickim, wydaje się, że nie rezonowały poza jego granice. Nie były też priorytetami w programach partii politycznych. Zwróćmy uwagę chociażby na propozycje wyborcze partii w trakcie ostatnich wyborów parlamentarnych (2019) i kandydatów w wyborach prezydenckich (2020) – kwestie polityki naukowej nie były w nich szeroko podejmowane (z wyjątkiem programu Rafała Trzaskowskiego, gdzie polityce naukowej poświęcono kilka punktów) . Winę w pewnej mierze ponosi także środowisko naukowe, nie potrafi bowiem realizować często podkreślanej tak zwanej III misji uniwersytetów, czyli współpracy naukowców ze środowiskiem zewnętrznym. Przyczyny tego stanu rzeczy są złożone, więc przestrzegamy przed prostymi odpowiedziami, ostatnio prezentowanymi również w mediach publicznych. W związku z tym chcielibyśmy poruszyć kilka subiektywnie wybranych zagadnień, z nadzieją, że będzie to zalążek szerszej merytorycznej dyskusji o stanie nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce.
Jednym z podstawowych wyzwań stojących przed osobami kreującymi nowoczesną politykę naukową państwa jest w naszym mniemaniu uświadomienie obywatelom, że szeroko pojęta nauka odgrywa w życiu społecznym i gospodarczym kraju istotną rolę. Pandemia wydaje się być dobrym momentem na taką dyskusję, gdyż wiele osób dostrzegło, że to dzięki pracy naukowców możliwe było przygotowanie szczepionek, które dają nadzieję na ochronę zdrowia i życia ludzi. Inwestycje w naukę skutkują korzyściami daleko wykraczającymi poza plany krótko- czy średnioterminowe. W krajach o wysokim stopniu rozwoju gospodarczego powyższe stwierdzenie jest truizmem – ich obywatele rozumieją, że wydatki na naukę przyczyniają się do budowy nowoczesnej gospodarki i świadomego społeczeństwa. Na tle innych krajów OECD Polska wypada pod tym względem blado. Należy zarazem wyraźnie podkreślić, że zwiększenie środków finansowych przeznaczanych na naukę nie musi przekładać się na jej lepsze funkcjonowanie (a tym samym na jakość życia społeczeństwa), jeżeli struktury i instytucje są dysfunkcjonalne. Nie zdołamy w krótkim artykule zaprezentować pogłębionych analiz, niemniej zwrócimy uwagę na kilka istotnych zagadnień pomocnych w udzieleniu odpowiedzi na pytanie, które obszary w nauce i polityce naukowej należałoby – naszym zdaniem – poprawić.
Nauka w Polsce a nauka polska
Napięcia w programowaniu polityki naukowej państwa wynikają z odmiennego postrzegania jej zadań i celów oraz roli umiędzynarodowienia. Nazwijmy ten spór roboczo nauka w Polsce versus nauka polska. Sprowadzany jest on (błędnie!) do osi starsi versus młodsi pracownicy nauki oraz nauki humanistyczne/społeczne versus nauki ścisłe (rozumiane przez nas tutaj szeroko jako dyscypliny ścisłe, przyrodnicze i techniczne). Zagadnienie jest znacznie bardziej wielopłaszczyznowe. Obecnie trwa debata, czy wszystkie dyscypliny (przywoływane w tym kontekście są głównie dyscypliny humanistyczne i częściowo społeczne) powinny funkcjonować i być oceniane według formuł badawczych charakterystycznych dla nauk ścisłych. Wydaje się, że chodzi tu o odmienne rozumienie celów badań przez obie strony „sporu”, mianowicie czy znaczenie mają zadania kulturotwórcze (skierowane głównie do polskich odbiorców), czy badania, w których poszukuje się przełomowości w kontekście wiedzy uniwersalnej. Minister Czarnek zdaje się hołdować temu pierwszemu rozumowaniu: działalność pracowników nauki ma się przyczyniać przede wszystkim do rozwoju partykularnie definiowanych wizji kultury narodowej, a nie poszukiwania uniwersalnych przyczynowości, powtarzalności i predykcji ludzkich zachowań (zdaniem niektórych badaczy w naukach humanistycznych jest to niemożliwe); swoje wnioski polscy badacze powinni zaś publikować w języku polskim. Z drugiej strony powiększa się środowisko badaczy wszystkich dyscyplin, którzy uważają, że działalności naukowej dotyczą mimo wszystko standardy uniwersalne i wolne od przymiotników narodowych (dlatego trudno mówić o nauce polskiej, niemieckiej, amerykańskiej itp.). Nauka ma się przyczyniać do wyjaśniania świata, tworzenia teorii, a nie sprowadzać do prostego opisu skierowanego do czytelnika krajowego. Badacze z tej grupy nie umniejszają roli popularyzacji wyników badań, przyczyn półperyferyjności (niektórzy mówią o „równoległości”) polskich badań upatrują natomiast w braku konfrontacji międzynarodowej (w tym znajomości literatury i publikowania w językach obcych). W części przypadków zauważają nawet brak jakichkolwiek prób wypłynięcia na szerokie wody nauki.
Polityka naukowa mimo licznych i trwających już od kilkudziesięciu lat zmian nie przeszła tak głębokich przeobrażeń, jak niektóre inne sektory życia publicznego w Polsce. Skutki tych zaniechań (nie we wszystkich dyscyplinach naukowych równie znaczących) obserwujemy obecnie, a manifestują się istnieniem różnych patologii (na przykład plagiatami – zdarza się, że popełniają je nawet rektorzy uczelni wyższych), niskim umiędzynarodowieniem rodzimych uczelni, ograniczeniem zdolności pozyskiwania grantów ze środków europejskich przez rodzimych badaczy. Pamiętajmy jednocześnie, że to poziom naukowy definiuje atrakcyjność polskich uniwersytetów, co ma istotne znaczenie w dobie znacznej emigracji edukacyjnej polskich studentów. Dla polskich maturzystów studia w Polsce są dziś nierzadko czymś gorszym niż studia za granicą (jako wykładowcy na polskich uczelniach oczywiście nie zgadzamy się z tą opinią). Według Fundacji GPW 34% polskich studentów przebywających za granicą nie planuje wrócić do kraju – to jeden z czynników „drenażu mózgów” naszego społeczeństwa. Ponadto skoro wydatki na kształcenie w coraz większym stopniu przenoszą się za granicę, emigracja studentów (a późniejszych pracowników) przynosi dodatkowe dochody uczelniom zagranicznym, choć pieniądze te mogłyby być lokowane także w polskich jednostkach.
Polityka naukowa państwa a ogólna filozofia rządzenia
W tym miejscu pragniemy postawić pytanie, dlaczego mimo świadomości tak zarysowanych wyzwań od wielu lat mamy problem z konsekwentnym kształtowaniem polityki naukowej. Wydaje się, że jej implementacja (jak i wielu innych polityk publicznych) jest sprzeczna z filozofią rządzących – oni chcą się pochwalić skutecznością państwa „tu i teraz”. Owszem, politykom udało się na przykład skutecznie wyeliminować byłych tajnych współpracowników służb bezpieczeństwa PRL z pełnienia funkcji kierowniczych na polskich uczelniach. Trudno natomiast oczekiwać, aby „prostymi cięciami” sprawili, że naukowiec pracujący w Polsce dostanie w krótkim czasie nagrodę Nobla albo medal Fieldsa. Ponadto próby objęcia nauki centralnym sterowaniem czy jakąś myślą przewodnią (rzecz nie do przyjęcia we współczesnym świecie) stoją w sprzeczności z rozwojem i wolnością badań. Tak jak reforma sądownictwa ograniczona do „wymiany sędziów” powoduje jeszcze większe problemy z jakością i terminami rozpoznawania spraw sądowych, tak nauka w Polsce nie stanie na nogi wyłącznie od ściślejszego nadzorowania uczelni. Innowacyjność wymaga między innymi czasu i wolności, a ręczne sterowanie może ją tylko zniweczyć. Myśl polityczna PiS-u stoi w sprzeczności z powyższym rozumieniem nauki, nawet jeśli rządzący posługują się narracją o przerwaniu imposybilizmu państwa. Po 2015 roku rządy koncentrowały się na rozwiązywaniu problemów przeszłości i przeprowadzonej transformacji ustrojowej. Inwestowanie w naukę wymaga tymczasem spojrzenia w przyszłość. Politycy muszą mieć świadomość, że wybór określonego scenariusza dla nauki dziś może przynieść efekty dopiero za piętnaście–dwadzieścia (albo i więcej) lat. Rolą polityków powinno też więc być tłumaczenie społeczeństwu, że inwestowanie w naukę nie oznacza trywializowania problemów słabszych i wykluczonych, a nauka w dłuższej perspektywie może być motorem rozwoju, który pomógłby poprawić ich sytuację. Prawidłowość ta dotyczy nie tylko nauki, lecz także innych obecnie newralgicznych polityk – polityki energetycznej (i związanej z nią „zielonej” transformacji) czy polityki migracyjnej. Truizmem byłoby też stwierdzenie, że nauka wymaga spojrzenia systemowego (jaka dziedzina działania współczesnego państwa tego nie wymaga?). W systemowość myślenia z pewnością nie wpisują się „paranaukowe” inicjatywy rządu podejmowane od 2015 roku, w tym na przykład projekt budowy polskiego samochodu elektrycznego. Pragniemy jasno podkreślić: nie zdołamy tej i podobnych inicjatyw wcielić w życie bez całościowej strategii rozwoju państwa (realizowanej!) i zaangażowania prywatnych centrów innowacji.
Otwartość i jawność
Przygotowanie reformy nauki w resorcie kierowanym przez ministra Jarosława Gowina ukazało znaczenie dwóch wymiarów rozumienia otwartości debaty. Pierwszy, tak często podkreślany przez byłego już ministra nauki i szkolnictwa wyższego, jest skierowany do środowiska akademickiego – dotyczy wyboru trzech zespołów przygotowujących projekty ustaw, konferencje tematyczne (Narodowe Kongresy Nauki) i spotkania ze środowiskiem. Z pewnością była to nowa jakość (w porównaniu chociażby do skandalicznej zmiany ministerialnej listy czasopism z końca 2020 i początku 2021 roku, którą firmuje minister Przemysław Czarnek), ale sądząc po wypowiedziach i doświadczeniach części środowiska, debata i tak była zbyt mocno sformalizowana i prowadzona wyłącznie w kręgu „menedżerów” nauki. Należy przy tym wspomnieć, że minister Gowin przeprowadził jedynie konsultacje do założeń do ustawy. Nie zorganizował natomiast praktycznie żadnych konsultacji nad przepisami w ustawie, którą finalnie zaproponował na ostatnim kongresie NKN (niech przykładem tu będzie odrzucenie przez większość rządzącą wszystkich wniosków opozycji o wysłuchanie publiczne na komisji sejmowej Edukacji Nauki i Sportu VIII kadencji Sejmu w dniu 24 maja 2018 roku). Drugi wymiar to rozmowa między akademikami a społeczeństwem. Jakie jest znaczenie upowszechniania wiedzy o badaniach naukowych? Jaki udział mają eksperci w procesach ewaluacji polityk publicznych i oceny skutków regulacji? Jak często badacze spotykają się ze społeczeństwem w dyskusjach, na forach, festiwalach? Ich obecność jest szczególnie potrzebna w dobie „fake newsów” krążących po mediach społecznościowych. Rzetelna i poważna dyskusja o polityce naukowej wymaga zatem naszym zdaniem rozdzielenia następujących kwestii:
1. Rozdzielenie działalności naukowej od działalności popularyzatorskiej
Trzeba zdawać sobie sprawę, że nie wszystko, co publikują osoby ze stopniami naukowymi, jest działalnością naukową. Niepokoi narracja rządzących, że publikowanie własnych pomysłów, niepopartych rzetelnymi, weryfikowalnymi badaniami, można uznać za „działalność naukową”. Konstruowanie polityki naukowej w ostatnich latach wydaje się mieszać te dwa porządki. Działalność popularyzatorska jest ważna, ale nie wolno zacierać granicy między wiedzą potoczną a nauką (przecież to świadomość owych różnic czyni nas naukowcami) i zarządzający nauką w Polsce muszą to zrozumieć. Umiejętność oddzielenia poznania nienaukowego, opartego na incydentalnych, spontanicznych, ograniczonych, często nacechowanych emocjonalnie i wartościujących hasłach, od poznania uporządkowanego, systematycznego, empirycznie weryfikowalnego, opartego na logicznych kryteriach i definicjach, jest niezbędna w każdej debacie publicznej, a w polityce naukowej to podstawa.
2. Rozdzielenie nauki od poglądów
Także dydaktyka szkoły wyższej musi opierać się na zinternalizowanym poczuciu etyki umożliwiającej rozróżnianie stereotypów i uproszczeń od przekazywania studentom wiedzy w sposób neutralny, obiektywny, a nade wszystko oddzielający fakty od domysłów. Prawdziwymi cnotami nauczyciela akademickiego są umiejętność i chęć przekazywania rzetelnej wiedzy niezależnie od swoich poglądów politycznych czy religijnych. Nie powiemy tu nic nowego, gdy odwołamy się do klasycznego podkreślenia, że wolność słowa nie oznacza jego dowolności.
3. Rozdzielenie relacji mistrzowskiej od feudalizmu naukowego
Część dyskusji o przyszłości polskiej akademii dotyczy sporu o samodzielność pracownika naukowego, zwłaszcza młodego. Nie chodzi tu o ustawowe rozumienie samodzielności (jakże naszym zdaniem wypaczone w obecnych regulacjach prawnych!), ale o atmosferę (wyznaczaną także przez regulacje publiczne), w której uczniowi stworzy się warunki, aby w przyszłości przerósł swojego mistrza, a mistrz nie tylko to umożliwi, ale wręcz będzie do tego dążył. Dyskusja w gruncie rzeczy dotyczy polityki kadrowej uczelni, struktury awansów naukowych oraz konstrukcji i hierarchizacji uczelni. Słynny akademicki feudalizm oznaczał obciążenie podległych (nie zawsze młodszych) pracowników zadaniami, które uniemożliwiały swobodny rozwój naukowy. Naszym zdaniem zmiany, niekiedy gruntowne, w tym obszarze są niezbędne. Powinny dotyczyć między innymi zmiany struktury awansów naukowych.
4. Rozdzielenie finansowania środowiska akademickiego od finansowania badań naukowych
Kolejną oczywistością, którą należy silniej zinternalizować, jest podkreślenie faktu, że finansowanie nauki i szkolnictwa wyższego nie wpływa wprost proporcjonalnie na rozwój naukowy. Nie chcemy zirytować czytających nas historyków i miłośników najnowszej historii Polski, więc odwołamy się do banalnego przykładu. Przed II wojną światową Polska wydawała ponad jedną trzecią budżetu na cele wojskowe. Czy przyczyniło się to do znaczącego unowocześnienia armii i poprawy bezpieczeństwa kraju? Narodowe Centrum Nauki, powołane w 2010 roku (za rządów premiera Donalda Tuska i za kadencji minister Kudryckiej) i finansowane niezależnie od polityków, mimo wielu, nierzadko celnych zastrzeżeń rozdziela i przyznaje środki na badania, kierując się kryteriami naukowymi. To niezmiennie dobry kierunek rozwoju. Środki pozostające w dyspozycji ministra nauki zawsze będą budziły obawy o sposób ich wydatkowania .
5. Rozdzielenie zarządzania nauką od zarządzania na rzecz nauki
W dyskusjach o modelu zarządzania polskimi uczelniami (rola rektora, wydziałów itd.) powinno się podkreślać, że nie z każdego zarządzania nauka czerpie korzyści. Nie ma ucieczki przed profesjonalizacją zarządzania uczelniami. W związku z tym nowoczesna polityka naukowa państwa powinna uwzględnić konieczność wprowadzenia większej profesjonalizacji, podobnie jak to się stało na przykład w Austrii. Obok rektora, który dba o etykę wykonywania zawodu naukowca i poziom merytoryczny uniwersytetu, istnieje tam również urząd prezydenta uczelni, de facto jej menedżera. Podobne rozwiązania są praktykowane w Stanach Zjednoczonych.
W ostatnich latach zarysowane przez nas problemy polityki naukowej państwa umykały wszystkim partiom w Polsce, zwłaszcza opozycyjnym. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że jeszcze do niedawna działalność opozycji w dużej mierze ograniczała się do kontrowania narracji PiS-u, zamiast się od niej uniezależnić. Naszym zdaniem ukształtowanie przez opozycję własnej i spójnej polityki naukowej pomogłoby w uniezależnieniu się od tematyki narzuconej przez obecnie rządzących, dlatego warto ją rozwijać. Ukierunkowanie ogólnej polityki na przyszłość, a nie na przeszłość, pozwoli na zmianę wektora działań politycznych w Polsce. Jest to tym ważniejsze, że każdy miesiąc osłabiania instytucji naukowych w naszym kraju (a do tego prowadzi działalność ministra Czarnka) przynosi nieodwracalne, negatywne zmiany o długofalowych konsekwencjach. Polska, kraj wciąż na dorobku, na tego typu stratę czasu nie może sobie pozwolić. Bez nowoczesnej nauki nie ma nowoczesnej gospodarki, bez niej z kolei nigdy nie zbudujemy państwa dobrobytu, o jakim wszyscy marzymy.
---
Łukasz Zamęcki – politolog na Uniwersytecie Warszawskim, dr hab. nauk o polityce i administracji (2020), badacz tranzycji systemów politycznych, prodziekan ds. badań naukowych i współpracy z zagranicą Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW (2016–2020), wieloletni współpracownik Centralnej Komisji Egzaminacyjnej.
Piotr Wojtulek – geolog i prawnik na Uniwersytecie Wrocławskim, dr nauk o Ziemi (2016), specjalista w zakresie geologii złóż, prawa geologicznego i górniczego oraz gospodarki surowcami mineralnymi, przewodniczący Rady Młodych Naukowców w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego (2018–2021).
Radosław Kamiński – fizykochemik na Uniwersytecie Warszawskim, dr inż. krystalografii (2013), prowadzi badania z zakresu (foto)krystalografii i szeroko pojętej fizykochemii materiałów funkcjonalnych, członek Rady Naukowej Dyscypliny „Nauki Chemiczne” na UW (od 2019).