Trwająca rewolucja cyfrowa wymaga ucywilizowania. Państwo polskie musi w końcu zadbać o obywateli w przestrzeni wirtualnej – realizujemy w niej coraz więcej zadań, usług i aktywności. Dziś władze troszczą się przede wszystkim o techniczne bezpieczeństwo infrastruktury i pod tym kątem rozbudowują krajowy system reagowania na zagrożenia. Zaniedbano jednak społeczny aspekt cyfryzacji. Dlatego myśląc o wyzwaniach wynikających z rewolucji cyfrowej, którą właśnie przechodzimy, powinniśmy przede wszystkim zmienić punkt widzenia – z technologicznego na społeczny – i z tej perspektywy odpowiedzieć na zmiany w życiu Polaków.

30 października 2019 r. w „Monitorze Polskim” opublikowano nową Strategię Cyberbezpieczeństwa Rzeczypospolitej Polskiej na lata 2019–2024. https://sip.lex.pl/akty-prawne/mp-monitor-polski/strategia-cyberbezpieczenstwa-rzeczypospolitej-polskiej-na-lata-2019-18906165. Jeśli ktoś przypuszcza, że to rozbudowany dokument, jest w błędzie. Jego merytoryczna część zajmuje zaledwie 21 stron. Samo określenie kierunków działania wskazuje, co twórcy dokumentu uznali za najistotniejsze. Głównym celem zapisanym w Strategii jest „podniesienie poziomu odporności na cyberzagrożenia, zwiększenie poziomu ochrony informacji w sektorze publicznym, militarnym i prywatnym oraz promowanie wiedzy i dobrych praktyk umożliwiających obywatelom lepszą ochronę ich informacji”.

W zamierzeniach szczegółowych skupiono się na kwestiach infrastrukturalnych i technicznych. Budowaniu kompetencji społecznych poświęcono jeden niewielki rozdział (około półtorej strony), a na przykład walce z dezinformacją – jeden akapit. Oczywiście dokumenty strategiczne zyskują swoje rozwinięcie w aktach bardziej szczegółowych, jednak już ta lektura pokazuje, że rządzący poświęcają znacznie mniej uwagi aspektom społecznym niż technologicznym rewolucji cyfrowej. Tymczasem nasze zaległości w tej dziedzinie rosną.

Budowanie systemu cyberbezpieczeństwa, który będzie w stanie ochronić polską infrastrukturę oraz bazy danych o obywatelach przed cyberatakami, jest konieczne. To musi być jeden z priorytetów państwa. Ale poza tym trzeba zmierzyć się także z wyzwaniami społecznymi i administracyjnymi (w których to człowiek, a nie infrastruktura, powinien być stawiany na pierwszym miejscu). Lista takich wyzwań stale się zmienia, nowe pojawiają się co chwilę, wraz z postępującą rewolucją. Pokusiłam się o przygotowanie listy aktualnej dziś, na przełomie lat 2020/2021. Nie jest ona oczywiście spisem zamkniętym, raczej zachętą do dyskusji, która na razie toczy się głównie wśród wyspecjalizowanych organizacji pozarządowych i w gronie naukowców, rzadko stając się tematem szerokiej debaty publicznej – a szkoda, bo poruszane tu kwestie dotyczą dziś prawie wszystkich.

 

WYZWANIE PIERWSZE: BEZPIECZEŃSTWO W MEDIACH SPOŁECZNOŚCIOWYCH

Nie chodzi o cenzurę Internetu. Chodzi o wprowadzenie zasad, dzięki którym przebywanie w przestrzeni sieciowej będzie równie bezpieczne, co przebywanie w przestrzeni rzeczywistej. To niezbędny element dalszego rozbudowywania funkcji społecznościowych sieci. Dyskusje na ten temat trwają od kilku lat, jednak nadal jest spora grupa osób, które uważają, że nie należy wprowadzać regulacji, ponieważ podstawą Internetu jest wolność. To szlachetny, choć i naiwny punkt widzenia; doświadczenie uczy, że zwłaszcza w sieci wolność nie zawsze idzie w parze z odpowiedzialnością. Skutkuje to występowaniem zjawisk, które mogą bardzo negatywnie oddziaływać na użytkowników. Wymienię zaledwie kilka: nękanie, hejt, trolling, oszustwa, groźby. Dodajmy do tego: manipulacje i przekazywanie fałszywych czy zniekształconych informacji, werbunek prowadzony przez grupy terrorystyczne, rozsiewanie teorii spiskowych i prowadzenie operacji psychologicznego wpływu, które oddziałują na podejmowane przez ludzi decyzje (często na podstawie fałszywych przesłanek), aktywność pedofilów, handel nielegalnymi substancjami. Naprawdę jest się czego obawiać.

Internauci mają prawo do ochrony przed zagrożeniami. Sposób funkcjonowania mediów społecznościowych powinien im ją zapewniać.

Osoby protestujące przeciwko tego typu regulacjom często zapominają o tym, że między innymi ze względów bezpieczeństwa każda platforma ma własny regulamin, który narzuca zasady funkcjonowania oraz określa, jakie treści są dozwolone. Na tej podstawie administratorzy dokonują oceny treści i niektóre wpisy usuwają, czasem blokują konta użytkowników. W rzeczywistości więc takie regulacje, dotyczące treści zamieszczanych w mediach społecznościowych, już obowiązują, tyle że ich autorami są prywatne podmioty – właściciele platform. To wprowadza chaos oraz subiektywizuje podejmowane decyzje. Wbrew pozorom, nie ułatwia też pracy samym platformom.

Niezbędne jest ustalenie ogólnie obowiązujących reguł, najlepiej na obszarach większych niż jedno państwo (sieć przekracza granice państwowe), na przykład w Unii Europejskiej. Instytucje unijne powoli przygotowują się do wprowadzenia takich regulacji, wciąż jednak muszą się liczyć z oporem niektórych państw członkowskich.

Kluczowe jest wypracowanie zasad, które – tak jak w przypadku mediów tradycyjnych – pogodzą wolność słowa z bezpieczeństwem odbiorców, wprowadzą także odpowiedzialność za naruszanie przepisów i umożliwią skuteczne egzekwowanie tej odpowiedzialności. Trzeba to zrobić jak najszybciej, intensyfikacja korzystania z usług i kontaktów online, wymuszona przez pandemię, zwiększa ryzyko natknięcia się na niebezpieczne zjawiska. Jednocześnie trzeba pamiętać, że regulacje powinny być niezależne od polityków, rządu i parlamentu. Potrzebujemy niezależnych instytucji, które będą gwarantować kierowanie się przyjętymi zasadami, a nie interesem partyjnym.

 

WYZWANIE DRUGIE: EDUKACJA CYFROWA

Edukacja cyfrowa to obszar zupełnie zaniedbany. Inicjatywy organizacji pozarządowych, godne pochwały, są tylko – z racji swego zasięgu – namiastkami, nie są w stanie zaspokoić potrzeby uczenia dzieci i młodzieży bezpiecznego i efektywnego poruszania się w Internecie. Dziś szkoła wciąż skupia się na edukowaniu, jak funkcjonować w świecie materialnym, sieć traktując najczęściej jako coś, co sprawia problemy albo odrywa młodych od nauki. A przecież młodzi żyją w świecie hybrydowym, w którym przestrzenie online i offline są równorzędne wobec siebie. Uważam, że dorośli mają obowiązek pomóc dzieciom odnaleźć się w przestrzeni cyfrowej, a nie zostawiać ich w niej samych sobie.

To prawda, że młodzi szybciej uczą się korzystać z technicznych nowinek, przewyższają starsze pokolenia pod względem biegłości technologicznej, jednak Internet to także budowanie relacji interpersonalnych, kontakty grupowe, usługi użyteczności publicznej – czyli znaczna część życia społecznego. Aby się w nim odnaleźć, nie wystarczy wiedza techniczna. Trzeba nauczyć młodych odróżniania prawdy od fałszu (co w sieci może być trudniejsze niż w rzeczywistości offline), obrony przed hejtem, oszustami i manipulacją. Trzeba też pokazać im, co jest wartościową informacją, a co newsowym śmieciem.

Niezbędna jest więc modernizacja programu nauczania. Z jednej strony w szkołach powinny być prowadzone zajęcia uczące krytycznego myślenia oraz rozpoznawania fake newsów i dezinformacji, z drugiej – na lekcjach niemal każdego przedmiotu treści zaczerpnięte z sieci powinny służyć jako pomoc naukowa. Nie tylko dlatego, że w Internecie jest coraz więcej atrakcyjnych, wartościowych materiałów, ale też dlatego, by młodzi ludzie mieli szansę przemierzać sieć pod okiem doświadczonego nauczyciela i uczyć się od niego reagowania na zagrożenia tam występujące.

Potrzebne są też łatwo dostępne, powszechne programy edukacyjne adresowane do osób dorosłych, by one również mogły zdobyć umiejętności rozpoznawania fałszywych informacji czy weryfikowania teorii spiskowych. Do takich programów warto włączyć naukę korzystania z cyfrowych usług administracji publicznej – nie każdy nauczy się tego sam i „intuicyjnie”.

 

WYZWANIE TRZECIE: WALKA Z DEZINFORMACJĄ

Jeśli nasze społeczeństwo ma wytworzyć odporność na cyberzagrożenia, musi mieć dostęp do profesjonalnie przygotowanej platformy demaskującej sieciowe manipulacje i fałszywe wiadomości. Powinna być to platforma apolityczna, merytorycznie niezależna od (każdego) rządu, choć przynajmniej częściowo przez niego finansowana. Jakkolwiek taka konstrukcja dziś, w czasach rządów PiS, może się wydawać trudna do wyobrażenia, jest możliwa. Chodzi o stworzenie cieszącego się autorytetem podmiotu, który będzie w stanie szybko reagować na zagrożenia dezinformacyjne w sieci oraz prowadzić własne badania.

Nasi sąsiedzi, Litwini, już to zrobili – działa tam platforma Demaskuok.lt, która funkcjonuje w oparciu o współpracę różnych podmiotów: mediów, organizacji pozarządowych, ekspertów w dziedzinie cyberbezpieczeństwa i instytucji państwowych. Aktywni są również wolontariusze, którzy w ramach tzw. ruchu elfów zajmują się ujawnianiem fałszywych informacji i kont oraz walką z rosyjskimi trollami. Model litewski już dziś stawiany jest za wzór w Europie. Warto z niego korzystać.

W Polsce też mamy grupy wolontariuszy, którzy dementują fake newsy – np. Wojowników Klawiatury. Mamy organizacje pozarządowe i media zajmujące się profesjonalnym fact-checkingiem. To jednak rozproszone inicjatywy, co sprawia, że wielu użytkowników sieci nie wie, gdzie (i czy w ogóle) może sprawdzić informację, której treść budzi ich podejrzenia.

 

WYZWANIE CZWARTE: WYBORY W ERZE CYFROWEJ

Wyborczo nadal tkwimy w erze sprzed cyfryzacji. Wszyscy wiedzą, że komitety wyborcze (i nie tylko one) prowadzą intensywne kampanie w Internecie, ale w Kodeksie wyborczym trudno znaleźć adekwatne przepisy. Mamy w Polsce dziurę prawną, jeśli chodzi o kontrolowanie i nadzorowanie kampanii internetowych. Obecnie działania Państwowej Komisji Wyborczej w tym zakresie sprowadzają się do sprawdzenia, czy promocję sieciową uwzględniono w rozliczeniu przedstawionym przez komitet. To stanowczo za mało. Niestety Państwowa Komisja Wyborcza nie ma podstaw do kontroli kampanii w Internecie. W efekcie w sieci dochodzi do nadużyć. Przykład: w ostatniej kampanii prezydenckiej prezydenta Andrzeja Dudę promował płatnie na swoim fanpage`u premier Mateusz Morawiecki. Jako podmiot finansujący wskazał samego siebie, a dane kontaktowe kierowały do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów – mimo że finansować kampanię wyborczą mogą wyłącznie komitety (a nie osoby prywatne czy, tym bardziej, urzędy państwowe). W kampanii samorządowej powszechne było tworzenie kont, które uprawiały czarny PR wobec kandydatów, także korzystając z płatnych reklam.

Niektórym politykom brak nadzoru może się wydawać wygodny, zaś dla wielu odbiorców jest to problem nieistotny. A przecież mowa o zagrożeniu niezależności procesu wyborczego. Dziura prawna może być łatwo wykorzystana przed podmioty zewnętrzne wobec Polski, na przykład przez inne państwo. Zagrożenie takie jest realne, zabezpieczenia natomiast – tylko takie, jakie platformy społecznościowe wprowadziły pod naciskiem Komisji Europejskiej w 2019 r.

Kolejne wyzwanie dotyczy przygotowania bezpiecznego systemu głosowania internetowego. Nie chodzi o to, by natychmiast je wprowadzać w życie – ale wydaje się, że nie ma odwrotu: głosowanie internetowe wcześniej czy później stanie się częścią naszej rzeczywistości. Powinniśmy już dziś się do tego przygotować.

 

WYZWANIE PIĄTE: JAWNOŚĆ I PRZEJRZYSTOŚĆ W ADMINISTRACJI

Cyfryzacja administracji publicznej trwa w Polsce od dłuższego czasu i przebiega dość sprawnie. Oczywiście wciąż wiele jest do zrobienia, ale można mówić o jasno wytyczonej ścieżce rozwoju. Jednak nie uwzględniono na niej nowych zjawisk, które wymagają reakcji państwa. A spraw, którymi należałoby się zająć jak najszybciej, jest sporo. Wymienię najważniejsze:

Po pierwsze – wprowadzenie przejrzystych zasad wykorzystywania algorytmów w działalności publicznej i instytucjonalnej. Algorytmy, czyli zautomatyzowane, wykonywane przez komputery ciągi czynności, niezbędne do realizacji określonych zadań, są używane coraz częściej, ponieważ ułatwiają pracę urzędnikom. Z ostatniego okresu znamy dwa głośne przykłady: algorytm, który służy losowaniu spraw sądowych i przekazywaniu ich sędziom, oraz algorytm użyty przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przy podziale dotacji dla środowiska artystycznego. W obu przypadkach efekty wzbudziły lub wciąż budzą kontrowersje. Przede wszystkim dlatego, że nie są znane zasady działania wykorzystanych algorytmów ani zmienne, jakie są analizowane podczas obliczeń. Z punktu widzenia funkcjonalności państwa to niedopuszczalna sytuacja.

Eksperci zwracają uwagę na to, że choć algorytmy są bezstronne, to na etapie ich programowania bardzo łatwo zapisać w nich (nawet nieświadomie) uprzedzenia, dyskryminujące poglądy czy po prostu nie uwzględnić potrzebnych aspektów – a tym samym osiągnąć niesprawiedliwe wyniki, odbijające się wprost na życiu ludzi. Człowiek mógłby w trakcie wykonywania czynności skorygować nieprawidłowe założenia, algorytm tego nie zrobi. Obywatele muszą wiedzieć, jakie dane bierze pod uwagę komputer i jakie założenia wpisano do programu – bez tego użycie algorytmów skazuje nas na stronniczość i pogłębianie nierówności społecznych.
Jawność zasad powinna obowiązywać także tam, gdzie używane są biometryczne technologie nadzoru i monitoring. Techniki inwigilacji są dziś trudne do wykrycia, między innymi ze względu na miniaturyzację urządzeń oraz wykorzystywanie urządzeń osobistych, na przykład smartfonów, bez wiedzy użytkowników. Często dochodzi do naruszeń prawa do prywatności. Zakaz używania niektórych technologii, szeroka debata na temat prawa do profilowania zebranych danych i w jej efekcie ustalenie akceptowalnych zasad – to niezbędne elementy życia w świecie po rewolucji cyfrowej.

I na koniec – ważne dla komfortu obywateli będzie ustalenie, w jaki sposób instytucje publiczne oraz osoby funkcyjne działają w mediach społecznościowych. Swoisty kodeks etyki internetowej, podkreślający prawo obywatela do kontaktu z instytucją publiczną, ograniczyłby niewłaściwe działania administratorów takich kont w mediach społecznościowych.

Wyzwań, które przyniosła rewolucja cyfrowa, jest naprawdę dużo. Każdy rok przynosi kolejne – jak choćby bardzo ważne ostatnio: nauczanie zdalne, teleporady medyczne, dostęp do danych pacjentów. Wciąż wiele pracy wymaga także ochrona danych osobowych. Lista spraw czekających na rozwiązanie jest długa. Niestety w polskim rządzie właśnie zlikwidowano Ministerstwo Cyfryzacji. Nie wygląda na to, byśmy mogli liczyć na szybkie uporanie się z opisanymi kwestiami. Tyle że one nie znikną razem z ministerstwem. Świat hybrydowy, wirtualno-materialny, to już nie przyszłość, lecz teraźniejszość. Nie możemy sobie pozwolić ani na legislacyjne, ani na wykonawcze pomijanie dużej części naszej rzeczywistości.

 

---

Anna Mierzyńska - analityczka mediów społecznościowych, ekspertka marketingu politycznego. Specjalizuje się w analizie zagrożeń informacyjnych, zwłaszcza rosyjskiej dezinformacji w Polsce, fake newsów i manipulacji w sieci. Stale współpracuje z portalemOKO.press, publikuje także w „Gazecie Wyborczej”. W latach 2019–2020 współpracowała z londyńskim think tankiem Institute of Strategic Dialogue, m.in. uczestnicząc w projekcie monitorowania dezinformacji w mediach społecznościowych podczas kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego.

Analizy

Białoruś to nie jest żadna część „ruskiego miru”

Wieś nie potrzebuje jałmużny

Puste obietnice znachorów

Państwo maratończyk, a nie państwo sprinter

Co zrobić, by każdy znalazł dach nad głową

Po pierwsze: język i aktywność

Bliżej (z) miasta

Pyrrusowe zwycięstwo Orbána

Nowa era pracy?

Źle ma się Polska

Zieleń, rewitalizacja, miasto

Klimat - energetyka - zmiana

Wyzwania nowoczesnej polityki naukowej

Kosztowna szarża Kaczyńskiego i Błaszczaka

Jak trwoga, to do samorządów

Była Polska w ruinie, będzie samorząd w ruinie

Patrząc w stronę Niemiec...

Ochrona zdrowia w Polsce - droga do lepszej jakości i dostępności systemu

Wolność. Internet. Nowe otwarcie?

„Mrożenie” środków na nagrody w rolnictwie

Postpandemiczne wyzwania gospodarcze dla Polski

Budżet partycypacyjny. Ewaluacja